środa, 26 czerwca 2019

Muszę, inaczej się uduszę!

Już myślałam, że się we mnie wykotłowało i że nie ma potrzeby tego zaczepiać, ale jednak nie. Kotłuje się dalej. Nie jest to w ogóle żaden mój problem, ani moja sprawa, jestem zdystansowana niby, ale jednocześnie, mój umysł zużywa masę energii, na międlenie tego tematu.
Wyrzygam na blogu, może mi ulży ;)

Sprawa dotyczy rodzeństwa mojego małża, z którymi onegdaj miałam bardzo dobre relacje. Bardzo mi zależało na jakości tych relacji, ale z racji braku wspólnej płaszczyzny rozumowania, musiałam odpuścić i powściągnąć moją chęć trwania w przyjaźni z każdym.

Szwagierka zwana Wdową dała mi po łapach jako pierwsza. Traktowała mnie instrumentalnie, jak coś jej było trzeba to spoko, wiedziała jaki jest mój numer telefonu, ale jak jej już było dobrze, to nie odczuwała potrzeby kontaktu. I tak jest do dziś, tyle, że ja już niczego nie oczekuję. Trzeba coś pomóc, pomagam. Z czysto ludzkich pobudek.

Szwagierka Druga zwana Szczecińską z wiekiem robi się coraz bardziej apodyktyczna, w większości tematów WIE LEPIEJ, nie ma pola manewru w rozmowie.

Ze Szwagierką Trzecią byłam naprawdę bardzo zżyta, wydawało mi się że łączy nas  prawdziwa przyjaźń. Zabieraliśmy ją na rodzinne wycieczki, bywało, że codziennie do nas przyjeżdżała rowerem na scrable i pogaduszki. Razem chodziłyśmy na zumbę, ćwiczyłyśmy fitness, codziennie do siebie dzwoniłyśmy.
Aż nieoczekiwanie wszystko się odmieniło, zaczęła na mnie reagować alergicznie. Widziałam, że ją wkurwiam, choć nie rozumiałam dlaczego. Przestała przyjeżdżać, telefonicznie była szorstka. Na każde moje zapytanie odpowiadała z ironią i sarkazmem. Z rok próbowałam ratować tę przyjaźń, ale bezskutecznie. Dostawałam od niej ciągle pozawerbalny komunikat „Spierdalaj”. Odpuściłam.
Złożyłam to na karb trudnej sytuacji domowej. Teściowa zwaliła na nią całą opiekę nad sparaliżowanym Teściem, nawet próbowałam zaalarmować całe rodzeństwo, że coś niedobrego się z nią dzieje, że trzeba jej pomóc  i ją odciążyć w tej opiece, a może nawet ustalić dyżury.
Nikt oprócz mnie nie widział problemu, zbagatelizowali sprawę, nie podjęli tematu.

Kiedy kilka lat wcześniej zachorowała na depresję, całe rodzeństwo razem z Teściową, też nie widzieli problemu, nie mieli czasu. Bardzo się wtedy zaangażowałam. Jak ją odwoziłam do psychiatryka, to wyglądałam na gorzej chorą od niej ;D

To samo było jak Szwagierce Pierwszej umarł mąż, zaproponowałam, że może spotkalibyśmy się i pogadali jak ją wesprzeć i jak pomóc, żeby poradziła sobie z długami i trójką dzieci. Też mnie olali, nikt nie przyjechał. Nie chciałam żadnych deklaracji, chciałam tylko wiedzieć co myślą.
Ale oni mają w rodzinie taką taktykę, że jak jest jakiś problem, to są bardzo zajęci własnym życiem, nawet jak się spotkają, to nie rozmawiają o ważnych sprawach. Zakładają maski, udają.

Szwagier….
Uważałam go za dobrego człowieka, ale ostatnio już mu się taka pula punktów ujemnych uzbierała, że nagle ukłuło mnie w oczy, że on nie lubi psów i psy jego też, i że już ten sam fakt powinien dać mi do myślenia ;)

Żeby dopełnić obraz postaci trzeba wspomnieć o konkubinie Szwagra, zwanej Chimerą. Osobiście nie mam z nią problemów, łączą nas poprawne stosunki. Z samej obserwacji jej charakteru wiedziałam, że z nią trzeba ostrożne. Często wymieniamy zdjęcia i uprzejmości na fejsie, jakieś luźne myśli i tematy. Dla mnie jest zawsze miła, ale nie na darmo ma przydomek Chimera  ;D

Szwagier pod pantoflem Chimery ma tylko dwa prawa wdech i wydech. Pani każe, sługa musi.


(Uwaga przechodzę do ad rema ;D)

Szwagry( szwagier z Chimerą) wybudowali sobie dom za miastem, i zamierzali sprzedać  mieszkanie w bloku.  Szwagierka Trzecia zdecydowała się je kupić.

Szwagierka Trzecia  12 lat temu zabrała do siebie Teściów, i od tamtej pory role się odwróciły to oni byli jej dziećmi, oboje niezaradni życiowo, Teściowa – jak bluszcz uwiesiła się na córce, Teść- po udarze.

Związek Szwagra trwa od 15 lat i cały ten czas Trzeciej włazili na głowę.  Przyjeżdżali kiedy chcieli, zostawali na noc bez uprzedzenia i zapytania, zostawiali jej dziecko, stołowali się kiedy im pasowało. Zawsze mnie to dziwiło, że Trzecia znosi to w milczeniu. Że nie postawi jakichś granic, że nie ustali jakichś reguł, że nie huknie pięścią w stół. Bardzo często była dla nich niemiła i sarkastyczna, a oni mimo to, dalej ją wykorzystywali i nadużywali „gościnności”.

Ona chyba robiła to z poświęcenia dla matki, że niby oni do Teściowej przyjeżdżają, to ona musi cierpieć, ale to był jej dom.
Teściowa nigdy nie miała jaj, żeby pomyśleć głową. Ona jest dobra kobieta , ale niestety głupia i niepełnosprytna.

Odnośnie ceny mieszkania Trzecia się nie targowała, początkowo zaproponowali 220 tysi, ale szwagier obniżył o 10, bo jak sam podkreślił, Trzecia sfinansowała grobowiec Teścia, zmieniała mu pampersy przez lata i ich dziecko spędzało u niej dużo czasu. Trzecia bąknęła, że może jak sprzeda swoje stare mieszkanie, to może im tę dychę dorzuci.

Najpierw z rok ją zwodzili z terminem sprzedaży (ich słynne NIEWIADOMO – ulubiona odpowiedź na większość pytań:” Czy się do nas dziś wybieracie?”” Kiedy przyjedziecie” – wielokrotnie testowałam).
Potem po akcie notarialnym, w którym było napisane, że do końca sierpnia się wyprowadzą, przestali opłacać opłaty, ale siedzieli prawie do listopada.
Trzecia nerwowo czekała, nie żądając, nie zmuszając. Mieszkała w bloku na pierwszym piętrze, w łazience miała piec i codziennie musiała nosić po schodach węgiel i rąbać drzewo na rozpałkę.
Teściowa nie chciała się wtrącać i też słowem nie pisnęła synkowi, że może to trochę nie fair.
Aż Szczecińska przyjechała z odsieczą, na chama i podstępem wprowadziła  Trzecią do własnego domu.

Szwagrostwo zrobiło z siebie ofiarę, bo zostali zmuszeni, bo byli nieprzygotowani, bo drzwi w łazience nie było(!). Nawet im w móżdżkach się nie pojawiło, że trzecia nie ma węgla i że chce i ma prawo się wprowadzać.

Potem była chryja z meblami, które zgodnie z zapisem w akcie Trzecia kupiła razem z chatą. Tacy wspaniałomyślni byli, że niby już nie będzie musiała się meblować, ale Chimera niechcący oddała stół z kompletu mebli w salonie swojemu ojcu. Trzecia się wkurwiła, ale zmilczała, wywaliła salonowe meble i kupiła sobie nowe.

Oczywiście wszyscy jadą na kredytach.

Chimera ze szwagrem oburzali się niewdzięcznością Trzeciej, że dobre meble na śmietnik poszły . Trzecia wściekła, miała ochotę zatrzeć każdy ślad po Chimerze w mieszkaniu. Między innymi przemalowała ściany z jednego szarego na drugi szary, co bardzo ubodło Chimerę i Szwagra.

W styczniu wybuchła afera o piwnicę, Trzecia miała czelność delikatnie zasugerować, że może zrobiliby jej troszkę miejsca w jej własnej piwnicy. Chimera nakrzyczała na nią w jej własnym domu, obraziła się i rżnęła poszkodowaną. Teściowa i reszta nadal uważali, że nie będą się wtrącać. Szwagier nawet głowy nie wystawił spod pantofla. Po kilku tygodniach zabrał ich rzeczy z piwnicy, zostawiając masę syfu i brudnych słoików.


Trzecia jest chrzestną synka Szwagrostwa, w końcu ważna persona w komunijnym ceremoniale (z  grubej kasy musi wyskoczyć), a oni jej przynieśli jedno zaproszenie do spółki z teściową ;D

Chimera zapytała teściową czy Trzecia mogłaby upiec sernik na przyjęcie, Teściowa nie zwróciła jej uwagi, że powinna się z tym osobiście zwrócić do Trzeciej. Trzeciej było bardzo przykro, że tak ją zlekceważono, ale sernik upiekła.

Już przed komunią chmury się zbierały, spodziewałam się, że na przyjęciu może być jakieś tąpnięcie, afera wisiała w powietrzu i ja to czułam.  Było tak sztucznie miło, że mnie zatkało. Z przyjęcia wróciłam psychicznie chora i przez tydzień nie mogłam dojść do siebie. Nogi mi spuchły, bolała mnie głowa i byłam w szoku, że przez tyle godzin rozmawiali o niczym, mając tyle nierozwiązanych spraw. Dysonans poznawczy. To była mordęga, Szwagier przywdział maskę błazna i każdy poruszony temat spłycił i obśmiał,  wszystko spuentował nieśmiesznym żartem a wszyscy się śmiali, jakby to naprawdę było śmieszne.

Szambo wybiło dopiero po tygodniu. Chimera ubzdurała sobie, że Trzecia sprzedała mieszkanie i chce natychmiast 10 tysięcy. Napadła z paszczą na śpiesząca się na pogrzeb koleżanki Trzecią i wtedy Trzecia dostała białej gorączki. Było i „wypierdalaj" i” nie chcę cię znać” i wszystkie żale z 15 lat.
Chimera wchodziła i wychodziła trzaskając drzwiami, również rewanżując się obrzmiałą pretensją.|

Potem zaczęła dręczyć Trzecią telefoniczne i smsami aż ją Trzecia wreszcie zablokowała. I nastąpiło totalne zerwanie kontaktów.

Dopiero w tym momencie Chimera pożaliła mi się na fejsie, że Trzecia jej wypomniała, że przez 15 lat była darmowym hotelem, restauracja i opieką do dziecka i  że jest im wszystkim strasznie przykro z tego powodu i że Synio nie ma już Babci.
Jeszcze wtedy nie znałam rozmiaru katastrofy.  Zdawkowo skomentowałam coś o dystansie i przeszłyśmy do tematu smaku herbatki z liści morwy :D

Następna zadzwoniła roztrzęsiona Teściowa i zdała relację z drugiej strony, tam to już było morze emocji. I wtedy mój umysł zaczął wałkować .

A czemu ona tak zrobiła? Jak szwagier mógł na to pozwolić, za 10 tysięcy skłóciła go z rodziną i pozbawiła dziecko babci i cioci, które Synio bardzo lubił? Czy on w ogóle wie jak zachowała się Chimera, czy może zna tylko jej wersję? Dlaczego on nie zadzwoni do matki? Dlaczego nie przeprosi Trzeciej?
Dlaczego nikt z rodzeństwa z nim szczerze nie porozmawia?
Jak spowodować, żeby Chimera dostrzegła drugą stronę medalu? Czy powinnam dać jej do zrozumienia, że popełniła błąd?

Już dawno wiem że moja chata zkraja  i oni sami muszą kształtować wzajemne relacje, od ćwierć wieku się stopuję, bo ciągle to mi bardziej zależy na ich dobrych relacjach, niż im. Tak napawdę nikogo nie obchodzi co ja myślę.
Niby wszystko wiem, ale kto zatrzyma gadający umysł?

Podpuściłam Teściową, żeby zadzwoniła do Szwagra, porozmawiać. Powiedział jej, żeby się nie wtrącać, bo to są sprawy między Chimera a Trzecią,i że lepiej by wyszli jakby obcym ludziom sprzedali mieszkanie. To był ich ostatni kontakt, potem teściowa chciała mu złożyć życzenia z okazji dnia dziecka, ale już nie odebrał, ani nie oddzwonił.

Oni są autentycznie obrażeni i czują się poszkodowani.

Trzecia też.
 Nerwy ma w strzępach, kredyt na 30 lat, czterdziestka na karku, sytuacja w pracy niepewna, starzejąca się matka na garbie , kolejni chętni na jej stare mieszkanie(70 tysi) nie dostali kredytu.

Wczoraj mężu wieszał nowe żyrandole, bo Trzecia nie spocznie dopóki ostatnia rzecz po Chimerze nie zniknie jej z oczu.
Nie cierpię rozmawiać o niczym, zwłaszcza gdy wiem, że dusza skowycze. Trzecia się nawet otworzyła, masa żalu z niej uleciała, a mój łeb znów ma pożywkę. Całą noc śniła mi się Chimera, znowu roztrząsam :D

Zapytałam Trzecią co zrobi z meblami po Chimerze z pokoju Teściowej( bo nowe już zamówione), w domyśle mając, że może odkupi je moja przyjaciółka dla swojej mamy.
Ale Trzecia ma zamiar każdą wypomnianą w kłótni przez Chimerę rzecz spakować, odwieźć i wypakować pod domem Szwagrostwa. Pralkę, meblościankę, skórzany plecak i żyrandole.
Ma zamiar użyć do tego moich synów i naszego samochodu, mój mąż tego słuchał i słowem się nie odezwał.
Zapytałam ją czy zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji chłopaków postawi, przecież oni będą chcieli być lojalni wobec wszystkich, oni nie są w żadnym konflikcie.
Wiem, że ona cierpi i że myśl o tej zemście przynosi jej ukojenie, przesłaniając wszystko inne.
Mam nadzieję, potrzeba zemsty się wypali zanim nowe meble przyjadą.

Niestety zauważam, że trochę się rozmydla nauka płynąca dla nich z tej lekcji.

Zdrowy rozsądek mi mówi, nie pchaj palców między drzwi, zajmij się swoim życiem, obserwuj, nie reaguj, pozwól im. Tylko co zrobić z przemądrzałym ego, które ma tyle wspaniałych rozwiązań i obserwacji ;D

Dałam mu poszaleć na blogu, może się uspokoi ;)


niedziela, 23 czerwca 2019

Zasiadłam w pokoju chłopaków, który to miał być moim gabinetem na czas ich nieobecności :D
Pamiętam jak zeszłego lata nie mogłam się doczekać aż wyjadą, żeby przejąć ich lokum, tyle sobie obiecywalam, że będę tu czytać książki, ćwiczyć fitnesy, blogować i guzik z tego wyszło.

Pokój służył głównie jako przechowalnia i sortownia prania.
Młodszy ma jutro ostatni egzamin i już mógłby wracać, ale będzie czekać aż jego dziewczyna pozdaje wszystko i wrócą razem.
Starszy zjedzie dopiero po połowie lipca.

Czerwiec to chyba mój ulubiony miesiąc, chociaż im bliżej żniw, tym częściej myślę :"Aby do listopada!"

Ze względu na natężenie prac, stresu, owadów i pajęczaków od lipca marzę o listopadzie.

W mojej wiosennej świątyni dumania można dostać wścieklizny od nawału żądnych krwi komarów, zbieram tam chwasty szczelnie zakapturzona, pocę się w dresach, gumowcach i bluzie. Jeśli choć na chwilę przestanę się ruszać dziesiątki komarów próbuje przebić się przez ubrania, brakuje rąk, żeby odpędzić je z twarzy.


Na psich spacerach muszę uważać na dziki. Nastawiam budzik na szóstą, żeby psy się przebiegły z rana, póki nie jest gorąco. Z uwagi na wysokie trawy i rosę jeżdżę rowerem w gumowcach i okropne chrząszcze wpadają mi z traw do cholewek. Brr...




Wieczorem nie wyłażę z chaty, bo przerażają mnie ogromne pajęcze sieci i wolałbym nie spotkać ich twórców.

W tym roku mamy tylko jednego małego bocianka, zwłoki drugiego po majowych ulewach wypadły z gniazda.
Nad oknem na strychu, jaskółki wybudowały gniazdo, zauważyliśmy dopiero jak młode zaczęły drzeć dzioby.

Na koniec pochwalę się moim wczorajszym wyczynem który mnie bardzo śmieszy i napawa dumą :D
Przed odpustem na cmentarzu odprawia się msza i tak jak na Wszystkich Świętych, społeczeństwo pucuje "pomniki", wydaje krocie na znicze, plastikowe bukiety i wianki a nade wszystko produkuje śmieci.
Zamierzałam jedynie z grubsza ogarnąć legowiska przodków, żeby było posprzątane, bez nadmiernych inwestycji i żeby nie zawalić Matki Ziemi hałdą plastiku.
Palenie zniczy też mi się wydaje zbytecznym generowaniem śmieci, ja nie kupuję, ale inni członkowie rodziny owszem. Oni palą, ja tylko wynoszę na śmietnik zużyte wkłady.
I właśnie podczas wizyty na śmietniku wzrok mój przykuł bardzo ładny bukiet, który wygrzebałam i dumnie zaniosłam prababce Tekli. Ona miała akurat najbardziej wypłowiałe kwiatki.
Śmieć dostał drugie życie, a ja mam radochę :D
Czemu ludzie wyrzucają takie ładne bukiety?

środa, 5 czerwca 2019

W mojej świątyni dumania przypieka słońce. Powinnam była wziąć kapelutek. Ostatnio spiekłam się na ogrodzie,gdzie wyskoczyłam nibyna chwilę, a że akurat zadzwoniła koleżusia Baśka, to jedna ręką trzymałam telefon a drugą wyrywałam chwasty. Baśka jest największą gadułą jaką znam, więc trochę jej zeszło zanim zrelacjonowała swoje problemy. Niestety opalam się tylko na czerwono.
A w sobotę idę na wesele do mojej drugiej z trzech przyjaciółek. Występuję tam w charakterze niani do wnuczki jej siostry, zgłosiłam się na ochotnika.
Zdałoby się jakoś wyglądać, żeby dziecka nie wystraszyć.
W rodzinie małża wybuchła wielka kłótnia, może kiedyś zagłębię się w szczegóły. Nawet jest mi to chyba potrzebne w celach terapeutycznych. Taką sobie zrobiłam jazdę w umyśle, że już byłam wykończona nieustannym wałkowaniem tematu, tłumaczeniem każdemu na czym polegał jego błąd i jak się powinien zachować. A dobrze wiem, że każdy z nich się okopał na swoich pozycjach i nie ma szans, żeby spojrzeli z innej perspektywy.
W blogach mam hiper zaległości, bo żeby wyciszyć gadającą głowę czytałam książki i sprężałam się żeby skończyć zamówione koty.

Synowej zebrałam chwasty do zielnika i miałam przy tym dużą frajdę.
Od blogoczytelniczki aż(!) z Kanady dostałam zumbową torebusię, którą szpanuję na każdej zumbie :D
To szalenie miłe i niezwykłe, że taki kawał świata i że ludziom się chce. Mama B. tłukła się pół świata z torebką dla mnie i wysłała ją do mnie już z Polski. A przecież nie musiała i nic z tego nie miała, ani mama , ani B.(dziekuję:)

Lecę bo o 12 mam dentystę.Wiem że mus, ale organizm reaguje stresem. Pobolewa mnie ząbek, daje na razie subtelne znaki, ale chyba będzie borowanie .....