środa, 20 listopada 2019

-2+2

Szydełkowanie, to bardzo urazowy sport, od wytężania wzroku boli mnie głowa, od spiętych  barków lewy obojczyk. Oczom jest zdecydowanie najgorzej, ale już mam 107 gwiazdek, jeszcze tylko dwie!
Jutro generalne porządki w chałupie i biorę się za krochmalenie.

W liczebności stada, nieoczekiwane roszady. Zaginęła psica Śruba ;(
Poszła na spacer z Małżem i nie wróciła, chodził i szukał jej dwa dni, nawet traktorem po łąkach jeździł, żeby z wysokości dalej spoglądać, gdyby się gdzieś, w coś zaplątała. Jak kamień w wodę. Znany jej teren, setki razy tamtędy chodziła, 3 km od domu.

Była z nami 10 lat .Kiedy się do nas przybłąkała nie była młódką, miała bardzo starte zęby, wówczas pani weterynarz oceniła ją po tych zębach wlaśnie na 7 lat. Ale w zeszłym roku, gdy zachorowała, ta sama pani stwierdziła, że musiała się pomylić, bo Śruba nie wygląda na 16-latkę.
Starość zaczynało być po niej widać, przygłuchła, nie zawsze chodziła na spacery, czasem rozmyślała się w połowie drogi i wracała do domu, czasem zawracała już po pierwszej kupie, a czasem, nie ruszała się z podwórka, po to by nas dogonić znienacka.
Teraz też myśleliśmy, że jak zwykle uprawia samowolkę i zaraz wróci. Naprawdę nie było się gdzie zgubić, bezludzie, zakole rzeki odgradza od reszty świata, nie wiem co się mogło stać.

Szkoda mi jej bardzo, tyle razem przeżyliśmy. Kochała mnie miłościa bezwzględną, robiłam jej zastrzyki, podłączałem kroplówki i w jej oczach zawsze było widać "możesz robić co chcesz, wszystko z twoich rąk zniosę".
Kończę o Śrubie, bo już beczę i łzy się leją, a oczy tak mnie bolą od gwiazdek, że jak mi jeszcze żałobna opuchlizna dojdzie, to kaplica.

Zaginęła też babcina Choćkoteczka, wyszła z domu, jak co rano i nie wróciła. Po tej już tak nie rozpaczam, nawet w duchu myślałam, że problem sam się rozwiązał, bo jakby babcia umarła, to co z kotem?
Babcia jednak tęskni i planowała, że jak Choćkoteczka nie przyjdzie, to na wiosnę weźmie nowego kota. Nie oponowałam, mając nadzieję, że do wiosny babcia zapomni, nie chciałam być brutalnie szczera, że branie kota w wieku prawie 99 lat, to głupota i brak odpowiedzialności.
Toczyłam sobie w głowie te rozmowy, aż do dziś, gdy okazało się, że ktoś babci do ganku podrzucił dwa małe kocięta.
Wkurwiłam się i ręce mi opadły.

Babcia sama ledwo łazi, nie da sobie rady z takimi maluchami. Nie wpuściła ich do domu i słusznie z punktu widzenia jej stanu. Niedowidzi, niedosłyszy, chodzi po ścianach, potrzebuje spokoju, kociaki będa szaleć, wspinać się i skakać. Starą kotkę zamykała w łazience, a tych małych nie złapie.
Ech. Nakarmiłam, napoiłam, postawiłam kuwetę i zrobiłam budkę, żeby im było cieplej, koczują w nieogrzewanym ganku. Rozpaczliwie rozgłaszam się po znajomych, może ktoś się znajdzie ...


poniedziałek, 11 listopada 2019

fiksum dyrdum

Dałam sobie żółtą kartkę, za siedzenie drugi dzień plackiem na doopie.

Wczoraj - ogólnopolskie spotkanie z koleżankami u mnie w domu, z dwoma koleżankami mówiąc ściśle ;) Pogoda była drętwa, więc spacer nie wchodził w grę.
Dzisiaj pochłonęły mnie szydełkowe gwiazdki. Niechcący przyjęłam zamówienie. Wyglądało tak niepozornie, zaledwie siedem rodzajów gwiazdek, kilka tych, kilkanaście tamtych. W dwóch turach zamawiano. Koleżanka zrobiła fotki gwiazdek , które w zeszłym roku jej sprzedałam wraz z karteczkami z liczbą zamawianych sztuk. Dopiero jak to wszystko dodałam wyszło mi 108!

Dwa wzory musiałam odtworzyć na podstawie zdjęcia, bo schemat zaginął, na szczęście udało się. Śmieszne jest to, że akurat jej sprzedałam pomyloną gwiazdkę, właściwie trzy takie same, jedną z błędem , drugą prawidłową, a trzecią nieco inaczej usztywnioną. Jej koleżanki z pracy zamówiły 10 błędnych i 11 bezbłędnych  i na dodatek myślą , że to są trzy różne wzory.




Nie wyprowadziłam ich z błędu od razu i zastanawiam się czy w ogóle wyprowadzać. Mam zamiar zrobić wszystkie bezbłędne i podejrzewam, że  w ogóle nie gapną się o co chodzi ;D

Jak zwykle zafiksowałam się na robocie i dzisiaj od rana dziobię, jak szalona. Akurat te wzory nie są szczególnie pracochłonne, pół godziny robię jedną, drugie pół godziny trzeba doliczyć na pranie, krochmalenie i przypinanie szpilkami do styropianu.
Godzina mojego życia (ślęczenie, dziubanie, wysiłek dla wzroku, ból bioder od siedzenia i palców od szpilek) kosztuje 3 złote, śmiech na sali i interes życia.

Kurdęsz, lubie robić i nikt mnie nie zmusza, ale momentami pukam się w czoło, po co mi to ;D
Jak się zafiksuję, to nie mogę się oderwać. Tak jak dziś.
Co jakiś czas przypomina mi sie firanka dla szwagierki, którą tak bardzo chciałam jej zrobić na święta, że przeginałam z czasem, aż mi wszystkie stawy w dłoniach wysiadły. Firana powstała, ale później trzy miesiące mi łyżka wypadała z ręki ;D

Od Bożego Narodzenia  do Wielkanocy nastukałam ponad 100 gwiazdek i myślałam, że na luzie sobie je wykrochmalę i sprzedam. A tu musze jeszcze setkę stuknąć, bo nie mam takich gwiazdek jakie one chcą. A wykrochmalić 200 to dopiero będzie ból!