niedziela, 16 sierpnia 2020

Praca wre

Nie ogarniam nowego bloggera...
Usiłuje pisać na telefonie.
Zawsze jak trwoga to do bloga, już prawie koniec żniw, ale kombajn się zbiesił, od 6 rano do 15 go Iksiński reanimował, teraz pojechał sprawdzić czy remont się powiódł. A ja siedzę nasłuchując jak na szpilkach. 


Aż takiej ciężkiej roboty nie mam, ale to przeżywanie mnie wykańcza.
Dużo się dzieje, ale nie mam głowy, żeby się zagłębiać. Staram się przetrwać i przeczekać.

Mama miała udar i dlatego ogłuchła. 

Babcia w ciut lepszej formie.

Magister Iksik się obronił, z nim to grubsza historia jest, znaczy się o większym ciężarze gatunkowym. Niby ma wolne lato, ale uczy się do egzaminu na aplikację. Trochę na nim wymoglismy, żeby przyjechał nam pomóc w żniwach. Niby wysyłał komunikaty, że mu to nie leży, ale nie przyjęliśmy ich do wiadomości. Oczekiwaliśmy, że pomóc nam się należy(Y! Co?) .Wcześniej przelałam mu trochę kasy, chociaż coś przebąkiwał, że chce się sam utrzymywać. Teraz, po autorefleksji sądzę, że była to z mojej strony zaoczna próba przekupstwa.
Przyjechał, ale ta pomoc, to kością w gardle wszystkim stała. Wszystko z łaski i ze złością, w końcu wyjechał pod byle pretekstem z zamiarem powrotu w na siłę wydłużonym terminie. 
Stoczyłam wewnętrzny bój ze swoim ego, które chciało się pienić i oburzać, że jak on tak może, tyle lat mu pomagaliśmy a on nam dwóch tygodni nie może podarować?
Ale też rozumiałam go lepiej niż ktokolwiek, ja też niecierpię żniw, boję się pająków, robali, dużych sprzętów, on ma to samo.
W końcu zdobyłam się na szczerą rozmowę, w której ucięliśmy pępowinę, stawiając sprawy jasno. Nie pomaga w robieniu tortu, nie dostanie kawałka, ale wciąż jesteśmy sobie bliscy.
 Aż nas podziwiam, że tak spokojnie się to odbyło, była okazja do niezłej jatki. Spokój małża mi zaimponował. Ja miałam ciągoty kręcić aferę ,że cóż za niewdzięczność. Ale tak naprawdę ponad moim ego, cieszę się że chce żyć po swojemu, że nie będzie się całe życie zmuszał jak ja. Brak wsparcia finansowego będzie dla niego motywacją i szansą.



Dziękuję za wszystkiego komentarze.
Przyznaję rzadko zaglądam nas na blogi, więc trochę nie jestem na bieżąco.

Każdy dzień jest taki krótki! Od jakiegoś czasu nastawiam budzik na piątą, żeby mieć do szóstej czas tylko dla siebie, pije kawę i czytam książkę, bo w ciągu dnia ciągle coś, wieczorem łeb do poduszki i śpię jak zabita.

Coś mi się w tym tekście poprzemieszczało, ale nie wiem jak to naprawić, nich już tak zostanie.

Jedno pisklę wyfrunęło z gniazda. Młodszy musi teraz pracować za dwóch, ale ma dryg i łeb na karku. Jakie to szczęście że on jest taki techniczny. Za rok już będzie inżynierem, więc jeśli też zechce wyfruwać, to zupełnie nie wiem jak sobie poradzimy.

A u was jak przebiegało odpępnianie?
Wypychaliscie z gniazda, czy chcieliście przytrzymać na dłużej?