sobota, 28 stycznia 2023

 Ale! Poszłam z psami na spacer jak zwykle, i od lat tą samą trasą, polną drogą wśród pól. Idę, ciemno już trochę, widzę czarną postać, myślę dzik, albo duch, a to żywy człowiek był! Szok, 15 lat tędy chodzę i nikogo nie spotkałam a tu taka niespodzianka!

Czarna postać okazała się kobietą o tym samym imieniu co ja i nawet w identycznym wieku i tym sposobem pozyskałam nową znajomą z sąsiedniej parafii ;D

Pochodziłyśmy moimi ścieżkami, obwąchałyśmy się nieco i zobaczymy czy się z tego jakaś zażyłość wykrystalizuje.

Muszę powściągnąć cugle, bo mam w sobie taki entuzjazm do ludzi, wykładam serce na talerz, jestem otwarta i chcę się zaprzyjaźniać po grób. Dużo razy już dostałam za to po łapkach.
Trzeba brać życie takim jakie jest a nie od razu zakładać, że wszyscy mają takie samo podejście do relacji międzyludzkich jak ja.
Boleśnie dotknęło mnie pryśniecie iluzji "wyjątkowej przyjaźni" z Baśką.
Ową przyjaźń trzymałam na ołtarzyku 40 lat, od kilku lat przebijały się do mnie sygnały, że to bardzo jednostronne jest, liczą się tylko jej problemy, w ciągu kilku kolejnych rozmów, nie ma nawet chwili by zapytać, co u mnie. Jeśli udało mi o czymś opowiedzieć, to tylko dlatego, że wbiłam się w słowo i bardzo chciałam, żeby to o mnie wiedziała. Jeśli do mnie dzwoniła, to nie po to, żeby zapytać co ja "o tym" myślę, tylko, żeby mi powiedzieć co ona "o tym" myśli. Tak ją absorbowały własne problemy, że nie starczało jej przestrzeni wewnętrznej dla mnie. W imię przyjaźni akceptowałam wiele wątpliwych sytuacji, ze dwa lata temu zdałam sobie sprawę, że ona mnie kompletnie nie zna, że nasze ścieżki się rozwidliły, próbowałam za nią nadążyć, ale poddałam się. Odchorowałam to fizycznie, a dusza dalej mnie boli. I to nie tak, że z nią coś się nagle stało, tylko to ja chciałam widzieć coś, czego trochę nie było. Ona była jaka była, a ja zakładałam jej nimb "wyjątkowej przyjaźni".
Kiedyś jak Iksiki były małe, a ona nie miała jeszcze potomka, wpadła na pogaduszki i zasiedziała się do szóstej rano. Odwiozłam ją wtedy do domu dużym fiatem (gubiąc niechcący rurę wydechową), ona poszła spać a ja ledwo przeżyłam fizycznie ten dzień, bez chwili na regenerację, z dwójka szalejących maluchów.
Inna rzecz, że zazwyczaj mam problem z zadbaniem o własne granice, a w przyjaźni to już jestem bezgraniczna. Ale czy to przyjaźń, jak druga strona nie pomyśli o tobie, nie wczuje się, nie przewidzi, nie zadba o ciebie?
Nie wiedzieć czemu, jest mi przykro, że nie ma dla mnie miejsca w jej przestrzeni, i smutno mi że wystawiłam ten talerz z sercem a nikt go nie zauważył i nie potrzebował.

Kurde, już z miesiąc kotłuje mi się to w głowie, wszystko przez filmik na YT, zazwyczaj spamuję ciekawymi rzeczami wszystkie koleżusie, ale nad tym się zawahałam. Bałam się, że urażę nim Baśkę, to to bardzo o nas.


Nie dzwoniłam do niej od listopada, przyznam, że byłam już trochę zmęczona tym jednostronnym wałkowaniem jej problemów. Z początkiem roku , przez ten filmik robię remanent naszej relacji i tęsknię. Ale że wyszło mi manko, więc nie dzwonię. A ona , jak ją znam, jest tak pochłonięta sobą, że nawet jej przez myśl nie przeszły moje katusze.






wtorek, 17 stycznia 2023

reaktywacja?

 Wznowiłam pisanie papierowego blogaska i pomyślałam, że możnaby reaktywować i wersję elektroniczną. Na jak długo starczy mi zapału nie wiadomo ;)

Nawarstwiło mi się ostatnio dużo dylematów i zapragnęłam się uporządkować wewnętrznie, a pisząc można się przyjrzeć wszystkiemu, co zalega na hałdzie ducha.
Pisanie zawsze mi pomagało, długi czas od tego uciekałam, potem jakbym się odzwyczaiła, trudno mi było powrócić, otworzyć się, wywalić bebechy bez ogródek, ale jak się w końcu zdobyłam, przyniosło mi to ukojenie, zrozumienie i trochę spokoju nawet.

Musiałam stworzyć sobie ku temu warunki, co też nie było proste, bo potrzebuję czasoprzestrzeni, która byłaby tylko moja. Początkowo myślałam, że będę się psychoanalizować w samochodzie, że zanim ruszę w drogę powrotną od babci,  zerknę co mi tam na wątrobie leży. O ile przestrzeń spełniała wymogi, to już presja czasu stała na przeszkodzie. Jakoś się nie mogłam wyluzować, umysł poganiał, bo to trzeba zrobić, bo tamto czeka. Wypracowałam taką metodę, że nastawiam budzik na piątą rano, wymykam się z małżeńskiego łoża i w pustym pokoju chłopaków piję se kawkę, czytam książki i piszę rozkładając na czynniki pierwsze wszelkie bolączki. I przy okazji mój blog może skorzysta, skoro udało się wygenerować nową czasoprzestrzeń.

Kosztem mojego snu się to odbywa, ale potrzebowałam tego spokojnego czasu dla siebie. W ciągu dnia nie umiem sobie pozwolić zająć się tylko sobą.

Bywa śmiesznie. Tak bardzo chcę wykorzystać czas, że czytając jedną książkę, żałuję że nie czytam drugiej, albo jednocześnie cieszę się, że mam czas i  żałuję, że nie śpię. Ale dopóki mnie to bawi, będę kontynuować, choć nie znajduję zrozumienia wśród tych,  którym o tym opowiadam ;D

Na wszystko trzeba znaleźć sposób. Moim sposobem na babcię jest wyobrażanie sobie, że pracuję w domu wariatów, ona jest pacjentką, a ja personelem. Demencja postępuje, bywają dni, że babcia ma tylko trzy szare komórki, w tym dwie złośliwe, wtedy wszystko jest „nie tak”. Upiera się przy jakichś głupotach i wystawia moją świętą cierpliwość na próbę. Czasem moje ego bierze górę i się unosi, nadyma, wkurza, chce postawić na swoim, mieć rację, a to nie ma sensu.
Jak ostatnio na nią nakrzyczałam i potrzaskałam drzwiami, kac moralny pastwił się nade mną ze trzy dni. Musiałam wdrożyć ten patent z domem wariatów, żeby odpuścić. Z demencją nie da się walczyć logiką, nie ma co babci tłumaczyć i wymagać, że zrozumie. A ja chciałam jej wytłumaczyć, że jak będą otwarte drzwi, do nieogrzewanej części chałupy, to jej całe ciepło ucieknie i będzie marzła, ona natomiast miała plan, że jak będzie pożar, to będzie akurat tymi drzwiami uciekać …

Bywa różnie, jednego dnia jest spoko, innego się zatnie. Ale generalnie jak na jej wiek, to jest super. Da radę dojść do kibla, to jest bardzo ważne. Zdarzają się różne wpadki, że nie zdąży, ale stara się.

Ojciec zainstalował kamery i mamy babcię stale na podglądzie, w razie czego można zainterweniować, albo zajrzeć w telefon i zobaczyć co robi. Bardzo dużo śpi. Na mojej zmianie staram się zapewnić jej jakieś wyzwania dla umysłu, ale jest bardzo trudno.
” Nie wiem. A ja wiem? Nie chce mi się.”
Już jej się wszystko miesza, opowiada jakieś dziwne historie, jej życiorys zlał się z życiorysami innych. Prawie nic nie je oprócz ciastek, cukru i płatków cini minis. Jej dominującą cechą jest upór, zawsze był, ale dopóki mózg jakoś funkcjonował , nadrabiała innymi obszarami.
[Czytelnicy bloga, jeszcze nie znają nowej postaci, jaka pojawiła się na orbicie Iksińskiej, a jest to schizofrenik Daniel, który domaga się uwagi nękając ją połączeniami video na massangerze.]

Odbieram co któreś połączenie i ciągną się te rozmowy jak flaki z olejem i są o niczym i trochę na siłę, ale rozumiem, że on się nudzi i potrzebuje odrobinę uwagi. Najbardziej lubię jak dzwoni do mnie u babci, wtedy łączę te dwa wyalienowane światy i proponuję babci, żeby Powiedziała Danielowi wierszyk, co ona uwielbia. Daniel rozdziawia paszczę zaintrygowany, rozochocona babcia leci z dwudziestoma zwrotkami „Powrotu taty”, a ja ćwiczę biceps trzymając telefon przed babcią.

Te nowe technologie są bardzo pomocne w zajęciach rekreacyjnych, ostatnio robię babci karaoke, puszczam na you tube pieśni Maryjne, ona czyta i śpiewa a ja nie muszę się produkować w rozmowie.
Z pieśniami patriotycznymi muszę uważać, bo tarmoszą moja wrażliwość. „Rozkwitały pęki białych róż” wzruszają mnie do łez, a ja płakać nie lubię.

Za oknem jeszcze ciemno, coś jeszcze poczytam zanim pójdę na psi spacer, wi-fi wyłączone, więc publikacja wpisu musi poczekać.