piątek, 20 października 2023

kupa śmiechu

 

Zaznaczam na wstępie, że wpis będzie lekko obrzydliwy, wrażliwym zalecam nie czytać.

Znacie te teorie, że wszechświat do nas przemawia poprzez zdarzenia w naszym życiu?
Do mnie od dłuższego czasu posyła komunikat i ja nie wiem, o co mu chodzi?

Od kilku lat przygoda z babcią ma gówno w mianowniku, wszystko wiecznie uwalone w gównie, w między czasie dołączył kot Bubek, który efekt gówna spotęgował. Najpierw srał poza kuwetą a jak mu się przyplątała sraczka, to szedł na całość i przyozdabiał dowolnie wybrane fragmenty podłogi. Babcia już też nie zawsze trafiała do swojej kuwety, potrafiła rozdeptać i roznieść kupę na butach po całym mieszkaniu. Im gorsza była kondycja babci tym większe przeboje z gównem. A to koszula się obesrała, a to rajstopy, a to zawartość nocnika babcia wylała poza kibel i nawet nie zauważyła, a to nosiła szklanki w nocniku, żeby pustych przelotów nie robić, i potem takie uwalone gównem opłukiwała i stawiała w różne miejsca.
Ileż mnie to wszystko kosztowało nerwów i frustracji, żadne perswazje słowne nie pomagały,
„Ja sama”, „każdy sobie rzepkę skrobie”, „pilnuj siebie , będzie z ciebie”, „Ja sama sobą rządzę”.

Jakoś udało się wywalczyć, żeby zostawiła ten nieszczęsny nocnik, ale chyba tylko dlatego że nie miała siły go nosić, bo sama ledwo łaziła. Potem przyszedł etap, że cokolwiek zjadła, srała tak długo i tyle razy, aż ją wyczyściło do cna, ledwie trzymając się na nogach człapała do kibla o dwóch laskach jak pijak. Nie było zmiłuj, żeby postawić krzesełko toaletowe przy łóżku, potrafiła nie donieść załadunku do kibla, zesrała się w rajstopy, które później wycierała papierem toaletowym i zakładała z powrotem. Śmierdziała jak cap, ale nie dała się przebrać. Uciekałam się do metod wykradania ubrań, jak już się rozebrała do spania, zakradałam się i podkładałam czyste ciuchy, zabierając brudne.

Kiedy już osłabła na tyle, że pielgrzymki do kibla przerosły jej możliwości, łaskawie zgodziła się na krzesełko toaletowe przy łóżku, ale tak masakrycznie smarowała się tym gównem przy podcieraniu, że frustracja moja i ojca sięgała zenitu. Nie dawała sobie rady i nie pozwalała sobie pomóc.
Pralka chodziła na najwyższych obrotach, całe ubranie i pościel, było codziennie do wymiany.

Kiedy już wreszcie zakuliśmy ją przymusowo w pampersa, walczyła jak tygrys, wyzywała nas i płakała. Odetchnęłam, że wreszcie będziemy mieć gówno pod kontrolą. Wymiana pampersa wciąż odbywa się w trybie walki, a ja w zakamarkach umysłu mam plan awaryjny w którym przywiązuję jej ręce rajstopami do łóżka.
Incydent który miał miejsce przedwczoraj odebrał mi nadzieję, że gówno przestanie się panoszyć.
Już rano zdumiałam się widząc ślady kupy na poszewce, bo dokładam wszelkich starań, zakładam rękawiczki, pilnuję, dbam, a tu niepokojący brąz? Skąd? Jak? Przecież tak uważam.
Zmieniłam pościel skonfundowana.
Na wieczornej zmianie opiekunów, ojciec zasygnalizował, że jest problem, bo babka nie może zrobić kupy i kupił jakąś miniwlewke doodbytniczą, która ma za zadanie zmiękczyć towar i ułatwić opuszczenie ciała pacjenta.
No dobra, zapodaliśmy specyfik, zapakowaliśmy babcie w pieluchę i oddaliliśmy się do kuchni, ojciec mnie przekonywał, że może trzeba jej pozwolić, wydłubać paluchem ów klocek co utknął u bram, tak jak się babcia tego domagała. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale zgodziłam się pod warunkiem, że założymy jej rękawiczkę i że odbędzie się to pod naszym okiem i kontrolą, żeby niczego nie wybrudzić.
Przychodzimy do babci, a tam…..???!!!
Jakby szambo wybuchło, wszystko w gównie, łapy do łokci, świeżutka pościel, prześcieradło, koszula, brzuch, nogi. Całkiem jakby się babcia z gównem biła i to dosłownie.
Tak mnie zatkało na ten widok, że nie wiedziałam czy się śmiać , czy załamać nerwowo, więc zrobiłam obie opcje na raz.
Była cała oblepiona a smród walił taki, że żołądek robił fikołki.
Myliśmy ją z półgodziny, a ona się darła i płakała, bo co my jej robimy i dlaczego tak się znęcamy…
Efekt szoku miałam podobny, jak mi szybkowar w kuchni wybuchł.

Po wymianie pościeli i piżamy przyszyłam na sztywno koszulę do spodni od lewa do prawa, żeby już łap do pampersa nie pchała. Na drugi dzień kupiliśmy arsenał agrafek i zakuwamy nimi babkę dookoła.

Co to za lekcja?
Co ten wszechświat chce mi powiedzieć?

poniedziałek, 16 października 2023

 Nadaję od babci. Śpimy tu z ojcem na zmianę, jedna noc moja, jedna jego.

Od ostatniego wpisu minął tylko miesiąc, a tyle się wydarzyło, jakby ich kilka minęło.
Było intensywnie.
Babcia po swojej równi pochyłej weszła na ostatnią prostą.
Właściwie już prowadzi życie grobowe, ma być cicho, ciemno i żeby nikt jej nie ruszał, nie je, nie pije, śpi. Zupełnie jakby zapomniała umrzeć.
Po tych miesiącach szarpania się, nastał wreszcie spokój.
Proces adaptacji do pampersów, był burzliwy, ale na szczęście krótki. Walczyła do końca, już nie dawała rady wstać, ale potrafiła ściągnąć pieluchę i nasikać na łóżko. Kilka piekielnych nocy to trwało, raz nawet w akcie desperacji przyszyłam jej koszulę, do spodni, bo nie mogłam znaleźć agrafek, żeby uniemożliwić ściąganie pampersa. Pierwszą kupę obsługiwaliśmy we troje, ojciec trzymał za nogi, stryjek za ręce,  ja myłam tyłek a ona się wiła i wrzeszczała.

Himalaje piekieł tu z nią przeżyliśmy, kilka nocy, było naprawdę koszmarnych, wołała co 20 minut, złościła się, płakała, nic jej nie pasowało, już zaczynałam podejrzewać, że jakieś obce byty przejęły jej ciało, żeby nakarmić się ziemskimi emocjami. W dzień spała w nocy robiła nam manewry.

Trzeci miesiąc nie je, wszyscy jesteśmy w szoku, że tak długo da się żyć.
Im mniej życia w tym ciele, tym częściej pojawia się babcia, czasem nawet „dziękuję” powie, demony budzą się tylko przy zmianach pampersa i czynnościach higienicznych, ale już nie mają takiej siły rażenia. Jest dużo lżej.

W trybie przetrwania jadę od maja, tyle tych emocji, tyle nerwów i złości się przekotłowało.
Na bazie wkurwu wysprzątałam cały ten dom, wyrzuciłam wszystkie zbędne klamoty, zasrane dywany, zaszczane chodniki, sweterki zeżarte przez mole, porozciągane gacie, poplamione obrusy, sztuczne bukiety, futro, kożuchy, jesionki, kozaki, połamane parasolki, śmierdzące kołdry.
Jak mnie babcia wytrąciła z równowagi, dla mentalnego oczyszczenia, ładowałam śmieci w wory. Praktykowałam to już od dawna, tylko kiedyś musiałam ukradkiem, żeby babcia nie widziała, bo potrafiła grzebać w śmietniku i przynieść z powrotem.
Teraz poszłam na całość, tak czysto i przestronnie nigdy tu nie było, duch babci może ulatywać nieprzywiązany, nie ma tu już wszystkich tych bambetli, rozproszyły się po świecie.
Palę gromnicę i kadzidło, wymyłam wszystkie kąty, poprzestawiałam meble.
Moje ego miało swoje 5 minut, porządziło trochę.
Ech, ileż to godzin spędziłam z babcią na jałowych dyskusjach, że nikt jej dupy nie będzie mył, że nie da sobie pampersa założyć i teraz ego by chciało zapytać – I co babciu?
Ale  babcia niczego nie pamięta.

Jeszcze przez śmierć musimy przejść, mam nadzieję, że zaśnie i się nie obudzi.  Na myśl o pogrzebie się wzdrygam, szkoda że człowiek nie znika w momencie śmierci. Ja z wszelką celebrą jestem na bakier .
Po takiej nocy u babci, doceniam swoje łóżko domowe, żadnej nocy tu nie przespałam, nawet jak babcia się nie wścieka, to i tak sen nie przychodzi.