piątek, 24 listopada 2023

 Dziękuję za wszystkie komentarze, zawsze mam dylemat, czy odpowiadać na nie, czy nową notkę napisać?
Trochę się  obawiam, że się wystrzelam w komentarzach, a na blogu będą wisieć pajęczyny, ale bardzo bym chciała, żebyście się nie poczuli zlekceważeni, żebyście wiedzieli, że każdy przeczytałam, nad każdym się pochyliłam, za każdy dziękuję. I nawet nikt mnie nie opierniczył, że pojechałam po bandzie z tą szczerością. Mam jedną taka koleżankę, dla której ten rodzaj blogowego ekshibicjonizmu jest nie do pojęcia. A mi to jakoś pomaga. Przez 19 lat pisania bloga niezła terapia się tu odbyła z Waszą pomocą.
I pogłaszczecie po pleckach i przywołacie do porządku i pokażecie inne horyzonty bazując na waszych historiach. Dziękuję!

Dziś równo miesiąc jak babcia umarła, już się otrzepałam, wyspałam się , odpoczęłam, wynicnierobiłam.
Aż mi w spodniach ciasno, jednak mam dużo mniej ruchu.
Ostatnie dwa tygodnie szydełkowałam jak opętana, tak przyjemnie się siedzi na czterech literach, macha szydełkiem i ogląda coś na jutubach albo tiktokach.
Zrobiłam kolejną mandalę.

                                        

Normalni ludzie kupują takie obręcze, ale iksiński złota rączka wygina mi takie z drutu, spawa spawarką, przegłaszcze i gotowe. Zamawiam u niego średnicę jaką potrzebuję i cyk jak złota rybka spełnia życzenia. Ogólnie złoty człowiek z Iksińskiego :D
Jeszcze łapacz snów ( sów?) dla koleżusi drugiej powstał.



Ale koniec tego bezrobocia, gruchnęła wieść, że synowa na wigilię przyjeżdża, o rany!
Cieszę się, bo lubię tę dziewczynę i jak już zaczynają razem na święta jeździć to znaczy że faza związku wzbiła się na wyższy lewel. Stresuję się jednocześnie, bo jestem chujową panią domu, a im bardziej mi zależy, tym większe katastrofy generuję.
Potrzebowałam takiego lekkiego szturchańca, żeby się z tego rozmemłania otrząsnąć, i ruszyć z werwą.

Kociczki moje, w maju skończą  16 lat, są przekochane. Starzeją się, Plamka ostatnio częściej zwana Pierdzisławą, sadzi takie śmierdzące bąki, że trudno wytrzymać. Buryśka ślepa na jedno oko przyniosła mi ostatnio mysz do domu, na szczęście martwą, bo żywe same przychodzą spod podłogi, chyba ze 20 już tej jesieni zgładziłam. Wiem gdzie włażą, od razu na wejściu stoi arsenał pułapek, dzięki czemu nie rozłażą się po chacie. 
Mąż się wykąpał, i mnie zagaduje, więc urywam. Do następnego!

poniedziałek, 13 listopada 2023

spowiadam się

 Nareszcie listopad!
Żadnych prac w polu i ogrodzie, żadnego koszenia trawy!
Wreszcie bezkarnie można siedzieć w chałupie i wcześniej się położyć.
Jak to się optyka zmienia, kiedyś listopad był najgorszy, a teraz najlepszy hehe.

To może być szokujący wpis, zależy jak się rozwinę i kiedy małż do domu wróci, bo w samotności bardziej się można w refleksje zapuścić.
On to sobie zawsze robotę znajdzie, nawet w listopadzie, aktualnie coś naprawia, warczy jakimiś maszynami na pół wioski.
I na zumbę się jeszcze wybieram, więc w międzyczasie, między zumbą a powrotem Iksińskiego szarpnę się na autorefleksję.

Spotykam się z pytaniami, czy już się pogodziłam, ze śmiercią babci, to są pytania pełne współczucia i mam problem jak na nie odpowiadać. Bo jak odpowiadam szczerze, to szokuję. Chyba trzeba opracować jakąś dyplomatyczną wersję.

Bo umieranie babci trwało tak długo i było taką gehenną, że kiedy już się sfinalizowało poczułam głównie ulgę. Ale walnąć kogoś odpowiedzią, że w sumie, to ciesze się że babcia umarła, może być nie na miejscu.
Trzeba pamiętać, że każdy patrzy na świat przez swoje okulary i komuś, kto nie przeżył tego co ja z babcią mogę wydać się bezduszna i podła.

Nie tęsknię, nie brakuje mi jej, ciesze się że ją znałam, że współdzieliłam z nią życie w latach jej "świetności", była niezwykła pod wieloma względami, kiedyś się jeszcze o tym rozpiszę.
Taki mam plan, żeby napisać jej życiorys, żeby nam się nie zapomniały szczegóły z tej barwnej historii. Ale najpierw musi mi trauma minąć, musi wyleźć ze mnie cała ta złość jaką na nią mam.

Zamiast żałoby ja mam zespół stresu pourazowego. Babcia tak nas przeczołgała, była tak uparta, niewdzięczna i nieprzejednana w tych ostatnich miesiącach, że na razie przesłania mi to odbiór jej osoby. Wiem, że to tylko nadgryziony demencją zesztywniały mózg, ale te przeżycia i doświadczenia jakie on nam zafundował, są jeszcze nieuleczoną raną.

Ten jej egoizm z ostatnich miesięcy, wzdymał i moje ego, do tego stopnia, że kiedy już umarła i przyjechał zakład pogrzebowy i plastikowa trumna, szumnie zwana kapsułą, nie zmieściła się w drzwiach ganku i panowie wynieśli ciało babci w czarnym worku, w skrytości ducha pomyślałam:
-A dobrze ci tak!

Przyznaje się bez bicia, tak było.
Na szczęście widzę wielowarstwowo, widzę i swoje ego i inne części. Przeżywanie odbywa się na wielu poziomach. Nie karcę siebie za tę złośliwość. Ona wynikła z wielokrotnego przekroczenia moich granic. Oprócz złości zmieściło się też we mnie zrozumienie i dla mnie i dla babci, wszystko z czegoś wynikało. Rozgrzeszam nas :)

Sama się spowiadam, sama rozgrzeszam ;D
W kategorii "zrób to sam" pochwalę się na koniec mandalą. Robiłam ją jeszcze z babcią, zawiśnie na ścianie w kuchni wnuka babci.Teraz robię identyczną, tylko pomarańczową dla przyjaciółki.



piątek, 3 listopada 2023

Taka dziś cisza i spokój, że nie wiem od czego zacząć. Był kocioł a teraz pustka w głowie.

Przeżywszy lat 102 i pół, 24października 2023 roku umarła moja babcia.
Wydaje mi się, że trochę ją namówiłam na ten krok, a może to tylko koincydencja, naszej rozmowy i naturalnego biegu zdarzeń?

Przyznam, że byłam już wykończona tym ciągłym napięciem. Ostatnie pół roku spędziłam na froncie, w ciągłej walce, zmaganiu, w gotowości, na manewrach i poligonie. Ostatniej nocy babcia wołała mnie 26 razy. Co 20 minut przerażające – Aaaniuuuu! Wyrywało mnie z dopiero co odzyskanej równowagi. Leciałam na złamanie karku, bo głos taki potrzebujący. Zanim nawiązałam kontakt, że już jestem, albo zapominała po co mnie wołała, albo wymyślała coś na poczekaniu;
- daj się napić
- ogórki mi się śnili
- gdzie mój różaniec
- włącz radio
- zajrzyj mi do oka
- jaka to pora
- pięta mnie boli
- nakryj mi ramię
- popraw mi poduszkę
Takich strasznych nocy było wiele, w dzień w miarę spała, ale w nocy była musztra. Jej ciało było już maksymalnie udręczone, przykurcze we wszystkich mięśniach, odwodnienie, nie mogła mówić, przełykać, odleżyny na plecach, piętach, na uchu, a najbardziej dawał się wszystkim we znaki jej upór i negacja. Nie zgadzała się na nic, protestowała, krzyczała, płakała, przy każdej zmianie pieluchy, przy każdej próbie zmiany pozycji ciała.

We wtorkowy poranek zapytałam ją:
- Babciu czy ty już byś chciała odejść z tego świata?
- sama nie wiem.

To mnie w niej zawsze zadziwiało, że ona nigdy nie chciała umrzeć, chociaż wydawała się cierpiąca i nieszczęśliwa, uparcie obstawała przy tym, że tak dobrze żyć na świecie.

-Ale babciu zobacz, twoje ciało już się zużyło, do niczego się nie nadaje, nie czeka cię tu na ziemi nic oprócz cierpienia i bólu, już pora na ciebie.
- ale ja nie wiem jak tam będzie.
- jakoś będzie, chyba nie gorzej niż tutaj, już nie masz tu nic do zrobienia
- to nie moja sprawa, ja tym nie rządzę
- przeciwnie babciu, jak będziesz gotowa, jak się wreszcie poddasz, to umrzesz, a jak ty się trzymasz życia pazurami, to żyjesz, cierpisz tylko i zabierasz nam nasze  życie, mój tato nie ma już siły, sam jest trochę stary, ja też powinnam spać w domu z mężem, zamiast z tobą, jestem, bo sytuacja wymaga, ale co masz z takiego życia? czas już na ciebie.

Nie podobało jej się to, chciała protestować, zaprzeczyć, coś mi odpowiedzieć, ale postękała tylko, bo nie miała siły mówić.

Umarła kilka godzin po naszej rozmowie.
Odeszła spokojnie we śnie, modliłam się o to, bo w trakcie jej długiego umierania, emocji wygenerowaliśmy tak dużo, że już brakowało zasobów, żeby się z tym uporać psychicznie.

Ten około pogrzebowy czas był dla mnie trudny, bo ja potrzebowałam posiedzieć, pomyśleć, przetrawić to wszystko, a tu trzeba działać, podejmować decyzje, zachować się, zderzyć z tradycją, opinią publiczną i rozbieżnymi oczekiwaniami rodziny i znajomych.

Nie było nocnego czuwania przy zmarłej, mama była zawiedziona.
Trumna nie była otwierana, i nie stała w kaplicy, tylko godzinę przed mszą wystawiono ją od razu w kościele.
Nie napisałam nic o babci dla księdza, bo za szybko to było i za dużo się działo (Maciek przyjechał, pies zachorował), nie miałam w sobie siły i dystansu, nie wylizałam jeszcze ran. W efekcie kazanie było tak beznadziejne, że tylko ja się ucieszyłam, reszta była zadziwiona poruszaną tematyką. Ksiądz gadał od rzeczy o wyborach, Izraelu, Korei Północnej , ale przynajmniej miałam trochę przerwy w płakaniu. Wzruszało mnie wszystko (z wyjątkiem księdza), ojciec przy trumnie, ludzie, że przyszli, ckliwe pieśni religijne, wspomnienia, własna wyobraźnia. Łzom nie było końca, chciało mi się szlochać na głos wręcz.
Tak się zmęczyłam sobą i tym przeżywaniem( nawet nie wiem czego), to było jakieś emocjonalne tsunami, że nie zaprosiłam teściowej i szwagierek do domu, chociaż wiedziałam, że one na to czekają.
Nie czułam się na siłach, chciałam się schować do mysiej dziury.

Babcię opłakałam już w maju i w lipcu, kiedy zanikała część jej osobowości, i wiedziałam, że nieodwołalnie i ostatecznie coś się kończy.

Jakie mieliśmy różne oczekiwania, ja chciałam, żeby nikt nie przyszedł na pogrzeb, a mój ojciec chciał żeby przyszli wszyscy. I przyszli. Wszyscy jego sąsiedzi i znajomi, bractwo motocyklowe, nawet moje koleżanki zumbowe, co mnie totalnie zaszokowało i rozbeczało.

Każdy sądzi według siebie, mi się wydawało, że jak dla mnie pogrzeb, to dopust boży i katorga to dla innych też.
Dla mnie pożegnanie ze zmarłym odbywa się gdzieś indziej, bardziej w życiu, w duszy, niż na pogrzebie. Nie całowałam trumny przed włożeniem do grobu…
Przeszkadzała mi ta publiczność.
Tradycyjne pogrzeby zdecydowanie nie są dla mnie….

Taka trochę jestem urwana z choinki. Parę lat krążyłam na orbicie babci, teraz jestem jakby wytrącona.
Modlę się o spokój, żeby moja natura ratownika nie wpakowała mnie w jakąś sytuację gdzie znów trzeba będzie gasić pożary.

piątek, 20 października 2023

kupa śmiechu

 

Zaznaczam na wstępie, że wpis będzie lekko obrzydliwy, wrażliwym zalecam nie czytać.

Znacie te teorie, że wszechświat do nas przemawia poprzez zdarzenia w naszym życiu?
Do mnie od dłuższego czasu posyła komunikat i ja nie wiem, o co mu chodzi?

Od kilku lat przygoda z babcią ma gówno w mianowniku, wszystko wiecznie uwalone w gównie, w między czasie dołączył kot Bubek, który efekt gówna spotęgował. Najpierw srał poza kuwetą a jak mu się przyplątała sraczka, to szedł na całość i przyozdabiał dowolnie wybrane fragmenty podłogi. Babcia już też nie zawsze trafiała do swojej kuwety, potrafiła rozdeptać i roznieść kupę na butach po całym mieszkaniu. Im gorsza była kondycja babci tym większe przeboje z gównem. A to koszula się obesrała, a to rajstopy, a to zawartość nocnika babcia wylała poza kibel i nawet nie zauważyła, a to nosiła szklanki w nocniku, żeby pustych przelotów nie robić, i potem takie uwalone gównem opłukiwała i stawiała w różne miejsca.
Ileż mnie to wszystko kosztowało nerwów i frustracji, żadne perswazje słowne nie pomagały,
„Ja sama”, „każdy sobie rzepkę skrobie”, „pilnuj siebie , będzie z ciebie”, „Ja sama sobą rządzę”.

Jakoś udało się wywalczyć, żeby zostawiła ten nieszczęsny nocnik, ale chyba tylko dlatego że nie miała siły go nosić, bo sama ledwo łaziła. Potem przyszedł etap, że cokolwiek zjadła, srała tak długo i tyle razy, aż ją wyczyściło do cna, ledwie trzymając się na nogach człapała do kibla o dwóch laskach jak pijak. Nie było zmiłuj, żeby postawić krzesełko toaletowe przy łóżku, potrafiła nie donieść załadunku do kibla, zesrała się w rajstopy, które później wycierała papierem toaletowym i zakładała z powrotem. Śmierdziała jak cap, ale nie dała się przebrać. Uciekałam się do metod wykradania ubrań, jak już się rozebrała do spania, zakradałam się i podkładałam czyste ciuchy, zabierając brudne.

Kiedy już osłabła na tyle, że pielgrzymki do kibla przerosły jej możliwości, łaskawie zgodziła się na krzesełko toaletowe przy łóżku, ale tak masakrycznie smarowała się tym gównem przy podcieraniu, że frustracja moja i ojca sięgała zenitu. Nie dawała sobie rady i nie pozwalała sobie pomóc.
Pralka chodziła na najwyższych obrotach, całe ubranie i pościel, było codziennie do wymiany.

Kiedy już wreszcie zakuliśmy ją przymusowo w pampersa, walczyła jak tygrys, wyzywała nas i płakała. Odetchnęłam, że wreszcie będziemy mieć gówno pod kontrolą. Wymiana pampersa wciąż odbywa się w trybie walki, a ja w zakamarkach umysłu mam plan awaryjny w którym przywiązuję jej ręce rajstopami do łóżka.
Incydent który miał miejsce przedwczoraj odebrał mi nadzieję, że gówno przestanie się panoszyć.
Już rano zdumiałam się widząc ślady kupy na poszewce, bo dokładam wszelkich starań, zakładam rękawiczki, pilnuję, dbam, a tu niepokojący brąz? Skąd? Jak? Przecież tak uważam.
Zmieniłam pościel skonfundowana.
Na wieczornej zmianie opiekunów, ojciec zasygnalizował, że jest problem, bo babka nie może zrobić kupy i kupił jakąś miniwlewke doodbytniczą, która ma za zadanie zmiękczyć towar i ułatwić opuszczenie ciała pacjenta.
No dobra, zapodaliśmy specyfik, zapakowaliśmy babcie w pieluchę i oddaliliśmy się do kuchni, ojciec mnie przekonywał, że może trzeba jej pozwolić, wydłubać paluchem ów klocek co utknął u bram, tak jak się babcia tego domagała. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale zgodziłam się pod warunkiem, że założymy jej rękawiczkę i że odbędzie się to pod naszym okiem i kontrolą, żeby niczego nie wybrudzić.
Przychodzimy do babci, a tam…..???!!!
Jakby szambo wybuchło, wszystko w gównie, łapy do łokci, świeżutka pościel, prześcieradło, koszula, brzuch, nogi. Całkiem jakby się babcia z gównem biła i to dosłownie.
Tak mnie zatkało na ten widok, że nie wiedziałam czy się śmiać , czy załamać nerwowo, więc zrobiłam obie opcje na raz.
Była cała oblepiona a smród walił taki, że żołądek robił fikołki.
Myliśmy ją z półgodziny, a ona się darła i płakała, bo co my jej robimy i dlaczego tak się znęcamy…
Efekt szoku miałam podobny, jak mi szybkowar w kuchni wybuchł.

Po wymianie pościeli i piżamy przyszyłam na sztywno koszulę do spodni od lewa do prawa, żeby już łap do pampersa nie pchała. Na drugi dzień kupiliśmy arsenał agrafek i zakuwamy nimi babkę dookoła.

Co to za lekcja?
Co ten wszechświat chce mi powiedzieć?

poniedziałek, 16 października 2023

 Nadaję od babci. Śpimy tu z ojcem na zmianę, jedna noc moja, jedna jego.

Od ostatniego wpisu minął tylko miesiąc, a tyle się wydarzyło, jakby ich kilka minęło.
Było intensywnie.
Babcia po swojej równi pochyłej weszła na ostatnią prostą.
Właściwie już prowadzi życie grobowe, ma być cicho, ciemno i żeby nikt jej nie ruszał, nie je, nie pije, śpi. Zupełnie jakby zapomniała umrzeć.
Po tych miesiącach szarpania się, nastał wreszcie spokój.
Proces adaptacji do pampersów, był burzliwy, ale na szczęście krótki. Walczyła do końca, już nie dawała rady wstać, ale potrafiła ściągnąć pieluchę i nasikać na łóżko. Kilka piekielnych nocy to trwało, raz nawet w akcie desperacji przyszyłam jej koszulę, do spodni, bo nie mogłam znaleźć agrafek, żeby uniemożliwić ściąganie pampersa. Pierwszą kupę obsługiwaliśmy we troje, ojciec trzymał za nogi, stryjek za ręce,  ja myłam tyłek a ona się wiła i wrzeszczała.

Himalaje piekieł tu z nią przeżyliśmy, kilka nocy, było naprawdę koszmarnych, wołała co 20 minut, złościła się, płakała, nic jej nie pasowało, już zaczynałam podejrzewać, że jakieś obce byty przejęły jej ciało, żeby nakarmić się ziemskimi emocjami. W dzień spała w nocy robiła nam manewry.

Trzeci miesiąc nie je, wszyscy jesteśmy w szoku, że tak długo da się żyć.
Im mniej życia w tym ciele, tym częściej pojawia się babcia, czasem nawet „dziękuję” powie, demony budzą się tylko przy zmianach pampersa i czynnościach higienicznych, ale już nie mają takiej siły rażenia. Jest dużo lżej.

W trybie przetrwania jadę od maja, tyle tych emocji, tyle nerwów i złości się przekotłowało.
Na bazie wkurwu wysprzątałam cały ten dom, wyrzuciłam wszystkie zbędne klamoty, zasrane dywany, zaszczane chodniki, sweterki zeżarte przez mole, porozciągane gacie, poplamione obrusy, sztuczne bukiety, futro, kożuchy, jesionki, kozaki, połamane parasolki, śmierdzące kołdry.
Jak mnie babcia wytrąciła z równowagi, dla mentalnego oczyszczenia, ładowałam śmieci w wory. Praktykowałam to już od dawna, tylko kiedyś musiałam ukradkiem, żeby babcia nie widziała, bo potrafiła grzebać w śmietniku i przynieść z powrotem.
Teraz poszłam na całość, tak czysto i przestronnie nigdy tu nie było, duch babci może ulatywać nieprzywiązany, nie ma tu już wszystkich tych bambetli, rozproszyły się po świecie.
Palę gromnicę i kadzidło, wymyłam wszystkie kąty, poprzestawiałam meble.
Moje ego miało swoje 5 minut, porządziło trochę.
Ech, ileż to godzin spędziłam z babcią na jałowych dyskusjach, że nikt jej dupy nie będzie mył, że nie da sobie pampersa założyć i teraz ego by chciało zapytać – I co babciu?
Ale  babcia niczego nie pamięta.

Jeszcze przez śmierć musimy przejść, mam nadzieję, że zaśnie i się nie obudzi.  Na myśl o pogrzebie się wzdrygam, szkoda że człowiek nie znika w momencie śmierci. Ja z wszelką celebrą jestem na bakier .
Po takiej nocy u babci, doceniam swoje łóżko domowe, żadnej nocy tu nie przespałam, nawet jak babcia się nie wścieka, to i tak sen nie przychodzi.

niedziela, 17 września 2023

 W ramach psychoterapii poklikam na kompie, dawno mi się to nie zdarzało, ale odkurzyłam papierowy pamiętniczek, żeby sobie jakoś radzić z emocjami.
Czasy trudne, zdominowane umieraniem babci. Rekordowe życie i rekordowe umieranie, zbiera się do wyjścia od maja, od sierpnia prawie nie je i nie pije. Mózg wysiada, i to i mój, i jej.
Przeszłam już kila faz, moja babcia już umarła i opłakałam ją obficie, teraz zostało już gołe ego.

Jest naprawdę ciężko, codziennie jazda od czapy.
Jest tak nieprzejednana, uparta, niewdzięczna i niepokorna, że w głowie się nie mieści. Nieustająco jestem w trybie walki, jak to dobrze, że mamy kamery, jak to dobrze, że mogę trzasnąć drzwiami i wyjść. Zawsze z babci był kawał cholery, ale była jeszcze otoczka, teraz z tym rdzeniem nie idzie wytrzymać.

Prawdziwy poligon przeszliśmy z ojcem w tych ostatnich miesiącach i cały czas mi się wydawało, że ona zaraz umrze, dosłownie za chwilę i tak minęło kilka miesięcy, a jest co raz gorzej.
Dawaliśmy z siebie maksa, bo to ostatnie dni, ale babcia nas pożarła i wypluła, teraz już dawkujemy siły żeby nie zwariować. Ale i tak człowiek nieustannie napięty, jak baranie jaja.

Największy opór budzą czynności higieniczne. Motywem przewodnim jest : „Ja sama”, w efekcie wszystko notorycznie jest wymazane gównem, piorę w kółko. Ani prośbą, ani groźbą nie można osiągnąć niczego. Smarowanie odleżyn wiąże się w walką wręcz, normalnie trzeba się bić (-Wara ode mnie, bo ci w mordę dam).
Mycie i przebieranie to horror, albo wpada w histerię, albo w agresję, a ja istota nadwrażliwa bardzo to przeżywam. Ostatnio zastanawiałam się kogo to odwiozą zaraz do psychiatryka, mnie czy ją. Ryczałam chyba ze dwie godziny i nie mogłam przestać.
MUSIAŁAM ją umyć, czynienie czegokolwiek wbrew czyjejś woli, jest dla mnie trudne, a jeszcze pod gradem oskarżeń, spazmów i łez i z użyciem siły, to już hardkor. Logiki w umyśle babci na próżno szukać.
To w ogóle nie pojęte że ona ciągle żyje, jest tak chuda, same kości, prawie nie je ( czym sra???)
Tej kupy tyle co kot napłakał, ale w sam raz żeby wymazać wszystko, ubranie, ręce, pościel….
O pampersie mowy nie ma, o basenie nie chce słyszeć, o krzesło toaletowe stoczyliśmy wiele wojen i z jego powodu wielokrotnie zagotowała nam wszystkie płyny ustrojowe.
Nie jest już w stanie dojść do łazienki, a mimo to walczy z krzesłem. Nie zdaje sobie sprawy że może się połamać jak upadnie, nie ma siły, ale podejmuje ryzyko i nie raz już upadła.

To jest jakiś fenomen, wypija w sumie szklankę wody na dobę, zjada tak mało (na przykład : łyżeczka jajecznicy na śniadanie i trzy łyżeczki zupy na obiad) i ciągle żyje i trzęsie światem (od 102 lat).

No chyba, że podciąga siły witalne od nas….
Szczerze powiedziawszy jestem wykończona.

Szydełkuję, żeby nie zwariować. Co zacznę jakąś serwetkę, babcia oznajmia, że to dla niej i już wie, gdzie ją powiesi, po woli zaczyna brakować miejsc ;D


Terroryzuje mnie tymi serwetkami potem wydając rozkazy, tę połóż tu, tę przesuń trzy centymetry, tę zamień z tą, tę koniecznie zawieś na ścianie a pod spód podłóż pudełko od ciastek (??)

Nic nie wiem co u was, nie miałam głowy do czytania, ale jesień nadchodzi, to może nadrobię.
Trzymajcie kciuki, żebym dała radę!