Głowa mnie boli i spać mi się chce, ale jeszcze muszę się umyć. Wzbraniam się przed tą czynnością z powodu smrodu wody. W sąsiedniej gminie wykryto jakieś bakterie w wodzie z wodociągu, jak tylko o tym przeczytałam, wiedziałam, że będzie chlorowanie. Całkiem niedawno, w jeszcze innej gminie sanepid wykrył bakterie i zaraz potem woda u nas waliła chlorem. Połączyłam te fakty i znowu się sprawdziło.
Normalnie mamy bardzo dobrą wodę, piję z kranu, nie kupuję butelkowanej. Jak tu mieszkam 12 lat chlorowanie zdarzało się sporadycznie, a teraz już drugi raz w tym roku!
Sama nie wiem czy ten ból głowy potęguje smród, czy boli dlatego, że tak śmierdzi. Pod prysznicem czuje się jak na basenie, aż gardło piecze. Po zmywaniu śmierdzą mi ręce, mycie zębów aż wzdryga.
O napiciu się nie ma mowy, śmierdzi jak z kibla. Czy to na pewno zdrowsze niż te potencjalne bakterie?
Domniemuję, że to profilaktycznie się nas raczy tym chlorem, bo przecież niczego u nas nie wykryto.
Chwilowo przeprosiłam się z filtrującym dzbankiem, na codzień nie chce mi się z nim bawić, w dodatku filtr zmienia i psuje smak naszej świetnej wody.
Kupiłilam zgrzewkę cisowianki, żeby przetrwać ten najgorszy czas.
Sklepowa woda źródlana w tych dużych baniakach, smakuje okropnie w moim odczuciu.
A wy jaką pijecie wodę?
niedziela, 27 października 2019
piątek, 25 października 2019
-10
Nasza pani Zumba jest w ciąży, za miesiąc rodzi, tańcuje z nami jeszcze, ale tylko raz w tygodniu, więc zbieramy się i jeździmy, do innego miasteczka na dodatkowy fitness.
Uwielbiam ten stan umysłu, po intensywnym wysiłku. W domu i samemu trudno to osiągnąć, w kupie jednak siła.
Na wszelkie psychiczne doły, takie zmęczenie działa zbawiennie.
Obiecałam Justynie, że napiszę jak odchudziłam Małża, choć przyznać trzeba, że gdyby on sam nie zechciał, to nic by z tego nie wyszło. Długo to trwało zanim udało mi się coś wskórać, ani prośby, ani groźby, nie robiły na nim wrażenia. Nie przeszkadzało mu ani brzuszysko, ani waga, ani widmo chorób. Jadł dużo, często, bez ograniczeń. Jak wracał z pola późno, to choćby to była 23 MUSIAŁ zjeść kolację.
Ważył już prawie 100 kilo, sapał, pocił się, we wszystkich koszulach brzuchem urywał guziki. Bywałam kąśliwa w uwagach, zwyczajnie wredna, ale efekt był odwrotny, bo jadł jakby na przekór. Ilość jedzenia, to jedyny powód do spięć między nami ( nie licząc relacji w jego rodzinie:D).
W końcu odpuściłam, pogodziłam się z tym, że nic nie zrobię na siłę.
Sama przyświrowałam jedzeniowo. Jutubowe filmiki zainspirowały mnie do zmian w jadłospisie.
Porzuciłam mięso i wszystkie produkty odzwierzęce, zafascynowałam się surowym jedzeniem. Nigdy to nie było fanatyczne, czy motywowane jakąkolwiek ideologią, jadłam tak jak miałam ochotę. Przez rok nie jadłam żadnych ciastek i nie piłam kawy i nie było to dla mnie żadnym wyrzeczeniem. Miałam z tego niezłą frajdę, niestety mi przeszło ;D
Cukier to chyba jednak narkotyk, bo odkąd zaczęłam nie mogę przestać i dwa kilo już mam na plusie :0
Ale wróćmy do małża.
Mnóstwo filmików słuchałam, kręciły mnie przeróżne teorie w temacie jedzenia, słuchałam tego stojąc przy garach i gotując normalna paszę dla rodziny.
Mężu słuchał tego wszystkiego jakby niechcący, czasami specjalnie puszczałam rzeczy, które chciałam, żeby przyswoił. Niby grzebał w swoim kompie, ale jednym uchem słuchał.
Aż w końcu coś w nim zakiełkowało, zaciekawił go okresowy post. Zbiegło się to też w czasie, gdy Młodszy wyjechał na studia i zostaliśmy sami w domu. Zaczęliśmy stosować ośmiogodzinne okno żywieniowe i szesnastogodzinny post. Mężu jadł to na co miał ochotę, ale tylko od 8 do 16, potem już tylko woda i ziółka. Przy mnie niechcący ograniczył mięso, chciał jeść to co ja, żebym nie musiała specjalnie dla niego gotować. Jak Iksiki przyjeżdżały to jadł razem z nimi ( dla nich posiłek bez mięsa jest niejadalny, chyba, że to pierogi, placki kartoflane lub naleśniki).
Przesuwające się dziurki w pasku i osiągi na wadze były motywującą nagrodą. Chodził na coraz dłuższe spacery z psami, zachwycała go lekkość, zwinność i brak zadyszki.
Z wieczornego doświadczania głodu zrobiliśmy, atrakcję i zjawisko. Ja nie schudłam ani deka, ale on 10 kilo. Wszystkie ubrania ma do wymiany.
Jak pojechaliśmy odwiedzić jego rodzinę w Bieszczadach i poleźliśmy na jakąś górę, to ciągnęliśmy jak rącze konie, a reszta rodziny rzęziła i sapała :D
Już się trochę zmęczyłam późną porą i brak mi werwy na zgrabną puentę tej opowieści :D
Bardzo jestem dumna z małża, wciąż ma nadwagę, ale już nie jest otyły.
Uwielbiam ten stan umysłu, po intensywnym wysiłku. W domu i samemu trudno to osiągnąć, w kupie jednak siła.
Na wszelkie psychiczne doły, takie zmęczenie działa zbawiennie.
Obiecałam Justynie, że napiszę jak odchudziłam Małża, choć przyznać trzeba, że gdyby on sam nie zechciał, to nic by z tego nie wyszło. Długo to trwało zanim udało mi się coś wskórać, ani prośby, ani groźby, nie robiły na nim wrażenia. Nie przeszkadzało mu ani brzuszysko, ani waga, ani widmo chorób. Jadł dużo, często, bez ograniczeń. Jak wracał z pola późno, to choćby to była 23 MUSIAŁ zjeść kolację.
Ważył już prawie 100 kilo, sapał, pocił się, we wszystkich koszulach brzuchem urywał guziki. Bywałam kąśliwa w uwagach, zwyczajnie wredna, ale efekt był odwrotny, bo jadł jakby na przekór. Ilość jedzenia, to jedyny powód do spięć między nami ( nie licząc relacji w jego rodzinie:D).
W końcu odpuściłam, pogodziłam się z tym, że nic nie zrobię na siłę.
Sama przyświrowałam jedzeniowo. Jutubowe filmiki zainspirowały mnie do zmian w jadłospisie.
Porzuciłam mięso i wszystkie produkty odzwierzęce, zafascynowałam się surowym jedzeniem. Nigdy to nie było fanatyczne, czy motywowane jakąkolwiek ideologią, jadłam tak jak miałam ochotę. Przez rok nie jadłam żadnych ciastek i nie piłam kawy i nie było to dla mnie żadnym wyrzeczeniem. Miałam z tego niezłą frajdę, niestety mi przeszło ;D
Cukier to chyba jednak narkotyk, bo odkąd zaczęłam nie mogę przestać i dwa kilo już mam na plusie :0
Ale wróćmy do małża.
Mnóstwo filmików słuchałam, kręciły mnie przeróżne teorie w temacie jedzenia, słuchałam tego stojąc przy garach i gotując normalna paszę dla rodziny.
Mężu słuchał tego wszystkiego jakby niechcący, czasami specjalnie puszczałam rzeczy, które chciałam, żeby przyswoił. Niby grzebał w swoim kompie, ale jednym uchem słuchał.
Aż w końcu coś w nim zakiełkowało, zaciekawił go okresowy post. Zbiegło się to też w czasie, gdy Młodszy wyjechał na studia i zostaliśmy sami w domu. Zaczęliśmy stosować ośmiogodzinne okno żywieniowe i szesnastogodzinny post. Mężu jadł to na co miał ochotę, ale tylko od 8 do 16, potem już tylko woda i ziółka. Przy mnie niechcący ograniczył mięso, chciał jeść to co ja, żebym nie musiała specjalnie dla niego gotować. Jak Iksiki przyjeżdżały to jadł razem z nimi ( dla nich posiłek bez mięsa jest niejadalny, chyba, że to pierogi, placki kartoflane lub naleśniki).
Przesuwające się dziurki w pasku i osiągi na wadze były motywującą nagrodą. Chodził na coraz dłuższe spacery z psami, zachwycała go lekkość, zwinność i brak zadyszki.
Z wieczornego doświadczania głodu zrobiliśmy, atrakcję i zjawisko. Ja nie schudłam ani deka, ale on 10 kilo. Wszystkie ubrania ma do wymiany.
Jak pojechaliśmy odwiedzić jego rodzinę w Bieszczadach i poleźliśmy na jakąś górę, to ciągnęliśmy jak rącze konie, a reszta rodziny rzęziła i sapała :D
Już się trochę zmęczyłam późną porą i brak mi werwy na zgrabną puentę tej opowieści :D
Bardzo jestem dumna z małża, wciąż ma nadwagę, ale już nie jest otyły.
wtorek, 22 października 2019
jestem :)
Nie macie pojęcia ile razy nosiłam się z zamiarem, że dzisiaj, to juz na pewno napisze nowa notkę na bloga i tak jakoś się to rozłaziło. Może dlatego, że Iksiński też ma swojego laptoka i siedzimy wieczorami razem w kuchni i każdy mizia swojego taczpada. Zwykłam pisać swe notki w samotności, ale dziś się przemogłam, bo nigdy się nie doczekacie ;D
Chociaż już też rozważałam, czy to nie lepiej pozwolić blogaskowi zdechnąć, już tak długo nie pisałam, że wszyscy się odzwyczaili od zaglądania do mnie.
Nie ma lekko, Iksiński mnie zagaduje. On myśli, że ja cokolwiek rozumiem, co on do mnie gada, kiwam głową, bo mu słuchacz potrzebny, ale o zwolnicy w kole opryskiwacza nie mam bladego pojęcia.
Wyjątkowo wcześnie w tym roku obrobiliśmy się z robotą, buraki wykopane, oziminy zasiane, nawet wszystkie warzywa z ogrodu sprzątnięte. Szok. Zawsze kopałam jak już mrozem i śniegiem straszyli. W zeszłym roku poprzysięgłam sobie, że ostatni raz tak zwlekam, bo mi łapy do łopaty przymarzały, tak było zimno. A tu takie lato teraz.
Już prawie listopad a ja codziennie na hamaczku kawę piję pławiąc się w słońcu.
Pięknie jest, aż żal liście grabić.
Dla rolnictwa, to oczywiście fatalna pogoda, bo susza, pszenica nie wschodzi, rzepakowi za ciepło i jest ryzyko, że zakwitnie, a jak zakwitnie to już po zawodach, do przeorania. Trzeba go pryskać, żeby zahamować wzrost, a tu opryskiwacz się zepsuł, a części drogie jak cholera.
Iksiki rozjechały się po Polsce, a ja nie tęsknię, wręcz z trwogą myślę, że w listopadzie przyjadą i znowu trzeba będzie gotować jak dla pułku wojska ;D
Mamy bardzo dobry kontakt telefoniczny, mam wrażenie, że w naszych rozmowach jest więcej treści gdy są wyjechani.
Młodszy dziś doniósł, że zlazł mu paznokieć z palca, którego osobiście mu przekłułam , żeby przynieść ulgę po urazie.
Podczepiał jakąś maszynę do traktora, i wsadził palca tam gdzie nie powinien. Cały paznokieć był siny i strasznie bolał, a że już mam wprawę, tzn widziałam jak to się robi w szpitalu, to zrobiłam to w warunkach domowych.
Pamiętam jak kilka lat temu opisywałam wam na blogu, że na izbie przyjęć, w XXI wieku lekarz rozgrzał spinacz biurowy nad świeczką i zrobił dziurę w paznokciu upuszczając krwi mojemu dziecku. Spiritka mi wtedy nie uwierzyła ;D
Sama bym nie uwierzyła, gdybym tego nie przeżyła.
Ale ona pracuje w niemieckim szpitalu, tam pewnie inne standardy :D
( Całusy Lucy:))
Tu macie filmik, to sobie podpatrzcie jak się to robi, oby wam się nie przydało, ale ulga jest natychmiastowa. Może i średniowieczna metoda, ale szybka, tania i skuteczna.
Boje sie obiecywać, że będę częściej pisać, bo ja zawsze mam szczere chęci, a potem wychodzi jak zwykle. Ale może nie będę zważać na małża i czasem coś klepnę co ślina na język przyniesie, jak teraz.
Gdybyście byli ciekawi co u Babciusi, to spoko. Jak na swój wiek radzi sobie wspaniale. Rozsypuje, rozlewa, śmieci, ale to znaczy, że jest aktywna, ma plany, działa ;D
Dzisiaj rano umyłam podłogę, a gdy wieczorem wpadłam założyć maść do oczu, to już było napierdzielone równo wszystkiego, do gumoleona się przykleiłam ;D
Znacznie gorzej jest jak przychodze i czyściutko, bo to znaczy, że leżała i nie była w stanie nic zrobić.
Chociaż już też rozważałam, czy to nie lepiej pozwolić blogaskowi zdechnąć, już tak długo nie pisałam, że wszyscy się odzwyczaili od zaglądania do mnie.
Nie ma lekko, Iksiński mnie zagaduje. On myśli, że ja cokolwiek rozumiem, co on do mnie gada, kiwam głową, bo mu słuchacz potrzebny, ale o zwolnicy w kole opryskiwacza nie mam bladego pojęcia.
Wyjątkowo wcześnie w tym roku obrobiliśmy się z robotą, buraki wykopane, oziminy zasiane, nawet wszystkie warzywa z ogrodu sprzątnięte. Szok. Zawsze kopałam jak już mrozem i śniegiem straszyli. W zeszłym roku poprzysięgłam sobie, że ostatni raz tak zwlekam, bo mi łapy do łopaty przymarzały, tak było zimno. A tu takie lato teraz.
Już prawie listopad a ja codziennie na hamaczku kawę piję pławiąc się w słońcu.
Pięknie jest, aż żal liście grabić.
Dla rolnictwa, to oczywiście fatalna pogoda, bo susza, pszenica nie wschodzi, rzepakowi za ciepło i jest ryzyko, że zakwitnie, a jak zakwitnie to już po zawodach, do przeorania. Trzeba go pryskać, żeby zahamować wzrost, a tu opryskiwacz się zepsuł, a części drogie jak cholera.
Iksiki rozjechały się po Polsce, a ja nie tęsknię, wręcz z trwogą myślę, że w listopadzie przyjadą i znowu trzeba będzie gotować jak dla pułku wojska ;D
Mamy bardzo dobry kontakt telefoniczny, mam wrażenie, że w naszych rozmowach jest więcej treści gdy są wyjechani.
Młodszy dziś doniósł, że zlazł mu paznokieć z palca, którego osobiście mu przekłułam , żeby przynieść ulgę po urazie.
Podczepiał jakąś maszynę do traktora, i wsadził palca tam gdzie nie powinien. Cały paznokieć był siny i strasznie bolał, a że już mam wprawę, tzn widziałam jak to się robi w szpitalu, to zrobiłam to w warunkach domowych.
Pamiętam jak kilka lat temu opisywałam wam na blogu, że na izbie przyjęć, w XXI wieku lekarz rozgrzał spinacz biurowy nad świeczką i zrobił dziurę w paznokciu upuszczając krwi mojemu dziecku. Spiritka mi wtedy nie uwierzyła ;D
Sama bym nie uwierzyła, gdybym tego nie przeżyła.
Ale ona pracuje w niemieckim szpitalu, tam pewnie inne standardy :D
( Całusy Lucy:))
Boje sie obiecywać, że będę częściej pisać, bo ja zawsze mam szczere chęci, a potem wychodzi jak zwykle. Ale może nie będę zważać na małża i czasem coś klepnę co ślina na język przyniesie, jak teraz.
Gdybyście byli ciekawi co u Babciusi, to spoko. Jak na swój wiek radzi sobie wspaniale. Rozsypuje, rozlewa, śmieci, ale to znaczy, że jest aktywna, ma plany, działa ;D
Dzisiaj rano umyłam podłogę, a gdy wieczorem wpadłam założyć maść do oczu, to już było napierdzielone równo wszystkiego, do gumoleona się przykleiłam ;D
Znacznie gorzej jest jak przychodze i czyściutko, bo to znaczy, że leżała i nie była w stanie nic zrobić.
niedziela, 28 lipca 2019
Ostatnio, w niedzielę narzekałam na bocianka, że nie lata, a już we wtorek bocianek dał susa w nieznane.
Wiąże się z tym ciekawa historia. Swój pierwszy lot bocianek zakończył na polu u sąsiadów, którzy akurat pracowali niedaleko. Zobaczyli, że ma wrośnięty sznurek w nogę. (To dlatego był taki niemrawy!)
Złapali go i mu ten sznurek wyjęli!
Jestem dla nich pełna podziwu, że im się chciało, że zadali sobie trud. Brawo!
Nakryli go płachtą, z zaropiałym sznurkiem w nodze wolno uciekał, startowanie z ziemi jeszcze miał nieopanowane. Operacja się udała, bociuś fruwa i ląduje.
Świeżo po zabiegu chyba śmierdział człowiekiem, bo stare boćki nie chciały go wpuścić do gniazda, ale był uparty i w końcu mu przebaczyły ;)
U nas żniwa na całego, rzepak już wykoszony, teraz pszenica. Rzepak przesiewaliśmy przetakami i jest to koszmarna robota, ze względu na liczne robale. Pająki, żuczki wszelkiej maści i przeróżne dziadostwo. Cała jestem pogryziona, mimo, że ubrana byłam tak, że tylko mi twarz wystawała. Marzyłam o stroju płetwonurka, chociaż było gorąco ;D
Trzymajcie kciuki za pogodę i sprzęt!
O moim sposobie na odchudzenie małża w następnym odcinku, bo mam budzik na piątą, a już prawie północ.
A sposobem na wyjście z łóżka o tej nieludzkiej godzinie, jest zostawienie budzika w kuchni ;D
Już dopracowałam metodę, wstaję, na śpiocha wsiadam na rower i jadę na psi spacer, gdzieś tam po drodze się obudzę i mam radochę, że dzień mam dłuższy, że psy wybiegane, że zdążę jeszcze coś naszykować do jedzenia zanim pojedziemy zrzucać zboże :D
Wiąże się z tym ciekawa historia. Swój pierwszy lot bocianek zakończył na polu u sąsiadów, którzy akurat pracowali niedaleko. Zobaczyli, że ma wrośnięty sznurek w nogę. (To dlatego był taki niemrawy!)
Złapali go i mu ten sznurek wyjęli!
Jestem dla nich pełna podziwu, że im się chciało, że zadali sobie trud. Brawo!
Nakryli go płachtą, z zaropiałym sznurkiem w nodze wolno uciekał, startowanie z ziemi jeszcze miał nieopanowane. Operacja się udała, bociuś fruwa i ląduje.
Świeżo po zabiegu chyba śmierdział człowiekiem, bo stare boćki nie chciały go wpuścić do gniazda, ale był uparty i w końcu mu przebaczyły ;)
U nas żniwa na całego, rzepak już wykoszony, teraz pszenica. Rzepak przesiewaliśmy przetakami i jest to koszmarna robota, ze względu na liczne robale. Pająki, żuczki wszelkiej maści i przeróżne dziadostwo. Cała jestem pogryziona, mimo, że ubrana byłam tak, że tylko mi twarz wystawała. Marzyłam o stroju płetwonurka, chociaż było gorąco ;D
Trzymajcie kciuki za pogodę i sprzęt!
O moim sposobie na odchudzenie małża w następnym odcinku, bo mam budzik na piątą, a już prawie północ.
A sposobem na wyjście z łóżka o tej nieludzkiej godzinie, jest zostawienie budzika w kuchni ;D
Już dopracowałam metodę, wstaję, na śpiocha wsiadam na rower i jadę na psi spacer, gdzieś tam po drodze się obudzę i mam radochę, że dzień mam dłuższy, że psy wybiegane, że zdążę jeszcze coś naszykować do jedzenia zanim pojedziemy zrzucać zboże :D
niedziela, 21 lipca 2019
Nikogo nie ma w domu.
Synkowie nad lubelskimi jeziorami, każdy nad innym, żadne tam wczasy, łikendowy wypad ze znajomymi.
Iksiński przy niedzieli sprząta w garażu, dni mu za mało, cały czas coś dłubie i naprawia, szykuje się do żniw.
Powinnam wywiesić pranie, podebrać ogórki, albo chociaz ogarnąć chatę, ale chwilowo oleję powinności i poklikam na blogasku :D
Babcia, która w kwietniu skończyła 98 lat, bardzo podupada na zdrowiu, umysł jeszcze całkiem dobrze pracuje, ale ciało po prostu się rozsypuje. Opadaja jej górne powieki, dolna powieka w pawym oku wpada jej do oka i rzęsy nieustannie drażnią oko. Próbuję naciągać skórę pod okiem i przyklejać plastrem, takie mamy zalecenie lekarza, ale babcia stawia opór. Bardziej ją wkurza plaster na policzku, niż rzęsy w oku. Niestety nie widzi związku między bólem oka, ciągłą chęcią zamróżenia go, a drażnieniem oka przez rzęsy. Co ja przykleję, ona odkleja. Chociaż i podklejanie nie jest proste, czasem przykleję plaster a dolna powieka i tak zawija się do oka. Za dużo jest tej skóry, babcia bardzo schudła, wszystko jest wiotkie.
Brzuch wisi jak fartuch, skóra się odparza.
Na nogach robią jej się rany, ogólnie jest tak sobie, nie najlepiej, ale też jeszcze nie najgorzej, sama dojdzie do kibla, bardzo to doceniam.
Oprócz mnie dogląda ją jeszcze mój ojciec, drugi syn od wielkiego dzwonu, są to raczej wizyty towarzyskie, niż fizyczna pomoc, ale dobre i to. Moja mama i stryjenka, chociaż co niedziela są w kościele, u babki nogi nie postawią. Moja mama od 6 lat, stryjenka blisko 20. Moja mama jest obrażona i uważa, że babka jest bez serca, bo mój ojciec nie je z nią obiadu tylko chodzi do babki na obiady.Za to mama ma żal, niestety nie widzi drugiej strony medalu, babka czeka na ojca jak na zbawienie, chyba dzięki temu tylko jeszcze żyje, bo ma zakodowane, że Adaś na obiad przyjdzie. Jak ojciec gdzieś wyjeżdża, to babka nie je, bo jej się nie chce gotować.
Frykasów nie robi, ale kartofli na ślepo naobiera, kaszę, ryż, albo zupę ugotuje. Człowiek musi mieć jakieś obowiązki, żeby żyć.
Jak bywa gorzej, że nie ma siły, to ja jej coś gotowanego przynoszę.
Problemem jest też wypadająca macica, utrudnia sikanie. Ginekologa babcia widziała ostatnio w 1957 i wątpię, żeby cos dało się z tym teraz zrobić. Kiedyś się babcia do tego nie przyznawała, a teraz juz sobie sama nie daje rady.
Ja tu gadu gadu, a czas płynie. na 18 wybieram się z moją koleżusią J. na maraton zumby.
Lęki żniwne trzymam w ryzach (chyba).
Rodzina małża trzyma się na dystans, więc i ja się nie wyrywam z kontaktem.
Bocianek jest jakiś niemrawy, słabo mu idzie trenowanie, jeszcze nie lata, poprzednie pokolenia w analogicznym czasie już latały.
A wy jak tam? Czym żyjecie?
Iksiński przy niedzieli sprząta w garażu, dni mu za mało, cały czas coś dłubie i naprawia, szykuje się do żniw.
Powinnam wywiesić pranie, podebrać ogórki, albo chociaz ogarnąć chatę, ale chwilowo oleję powinności i poklikam na blogasku :D
Babcia, która w kwietniu skończyła 98 lat, bardzo podupada na zdrowiu, umysł jeszcze całkiem dobrze pracuje, ale ciało po prostu się rozsypuje. Opadaja jej górne powieki, dolna powieka w pawym oku wpada jej do oka i rzęsy nieustannie drażnią oko. Próbuję naciągać skórę pod okiem i przyklejać plastrem, takie mamy zalecenie lekarza, ale babcia stawia opór. Bardziej ją wkurza plaster na policzku, niż rzęsy w oku. Niestety nie widzi związku między bólem oka, ciągłą chęcią zamróżenia go, a drażnieniem oka przez rzęsy. Co ja przykleję, ona odkleja. Chociaż i podklejanie nie jest proste, czasem przykleję plaster a dolna powieka i tak zawija się do oka. Za dużo jest tej skóry, babcia bardzo schudła, wszystko jest wiotkie.
Brzuch wisi jak fartuch, skóra się odparza.
Na nogach robią jej się rany, ogólnie jest tak sobie, nie najlepiej, ale też jeszcze nie najgorzej, sama dojdzie do kibla, bardzo to doceniam.
Oprócz mnie dogląda ją jeszcze mój ojciec, drugi syn od wielkiego dzwonu, są to raczej wizyty towarzyskie, niż fizyczna pomoc, ale dobre i to. Moja mama i stryjenka, chociaż co niedziela są w kościele, u babki nogi nie postawią. Moja mama od 6 lat, stryjenka blisko 20. Moja mama jest obrażona i uważa, że babka jest bez serca, bo mój ojciec nie je z nią obiadu tylko chodzi do babki na obiady.Za to mama ma żal, niestety nie widzi drugiej strony medalu, babka czeka na ojca jak na zbawienie, chyba dzięki temu tylko jeszcze żyje, bo ma zakodowane, że Adaś na obiad przyjdzie. Jak ojciec gdzieś wyjeżdża, to babka nie je, bo jej się nie chce gotować.
Frykasów nie robi, ale kartofli na ślepo naobiera, kaszę, ryż, albo zupę ugotuje. Człowiek musi mieć jakieś obowiązki, żeby żyć.
Jak bywa gorzej, że nie ma siły, to ja jej coś gotowanego przynoszę.
Problemem jest też wypadająca macica, utrudnia sikanie. Ginekologa babcia widziała ostatnio w 1957 i wątpię, żeby cos dało się z tym teraz zrobić. Kiedyś się babcia do tego nie przyznawała, a teraz juz sobie sama nie daje rady.
Ja tu gadu gadu, a czas płynie. na 18 wybieram się z moją koleżusią J. na maraton zumby.
Lęki żniwne trzymam w ryzach (chyba).
Rodzina małża trzyma się na dystans, więc i ja się nie wyrywam z kontaktem.
A wy jak tam? Czym żyjecie?
czwartek, 11 lipca 2019
Po wieczornym psim spacerze zajrzałam do świątyni dumania. Cicho i spokojnie. Komarów podejrzanie nie widać, możliwe że zeżarły je pająki, których się panicznie boję.Nieco lękam się tak siedzieć,żeby mi tu zaraz jakiś nie wylazł.
Ubrałam się w zimową kurtkę, bo zdawało mi się, że niewiadomo jak zimno. I trochę czekam aż się ściemni, żeby wiochy na wsi w tym stroju nie robić ;D
Akcja z meblami już zakończona, teściowa zadzwoniła do Himery, ta nie odebrała i nakazała szwagrowi oddzwonić. Opierdzielił teściową że jakieś cyrki odstawiają, oni żadnych mebli nie chcą i może se teściowa je siekierą porąbać.
Więc meble pojechały do Wdowy i wszyscy się jeszcze bardziej na siebie obrazili.
Ja pozostałam biernym obserwatorem, nie udzielałam rad, nie mądrzyłam się.
Swoją drogą nie kumam, że oni tak bardzo się rozmijają w rozumowaniu. Himera wyskoczyła że chce pieniędzy bo zostawiła meble, Trzecia oddaje jej meble, kiedy ta wyraźnie gada że chce pieniędzy.
Trzeba ją było spuścić na drzewo a nie pakować się w koszty. Jest akt notarialny, dogadali się wówczas, więc musztarda po obiedzie, można było ją obśmiać, zamiast się tak honorem unosić.
Szwagry się do nas też nie odzywają, już prawie dwa miesiące cisza na łączach. Przypuszczam że szwagrowi wstyd, choć może to tylko moja nadinterpretacja.
Już prawie ciemno, można wracać ;D
Ubrałam się w zimową kurtkę, bo zdawało mi się, że niewiadomo jak zimno. I trochę czekam aż się ściemni, żeby wiochy na wsi w tym stroju nie robić ;D
Akcja z meblami już zakończona, teściowa zadzwoniła do Himery, ta nie odebrała i nakazała szwagrowi oddzwonić. Opierdzielił teściową że jakieś cyrki odstawiają, oni żadnych mebli nie chcą i może se teściowa je siekierą porąbać.
Więc meble pojechały do Wdowy i wszyscy się jeszcze bardziej na siebie obrazili.
Ja pozostałam biernym obserwatorem, nie udzielałam rad, nie mądrzyłam się.
Swoją drogą nie kumam, że oni tak bardzo się rozmijają w rozumowaniu. Himera wyskoczyła że chce pieniędzy bo zostawiła meble, Trzecia oddaje jej meble, kiedy ta wyraźnie gada że chce pieniędzy.
Trzeba ją było spuścić na drzewo a nie pakować się w koszty. Jest akt notarialny, dogadali się wówczas, więc musztarda po obiedzie, można było ją obśmiać, zamiast się tak honorem unosić.
Szwagry się do nas też nie odzywają, już prawie dwa miesiące cisza na łączach. Przypuszczam że szwagrowi wstyd, choć może to tylko moja nadinterpretacja.
Już prawie ciemno, można wracać ;D
środa, 26 czerwca 2019
Muszę, inaczej się uduszę!
Już
myślałam, że się we mnie wykotłowało i że nie ma potrzeby tego zaczepiać, ale
jednak nie. Kotłuje się dalej. Nie jest to w ogóle żaden mój problem, ani moja
sprawa, jestem zdystansowana niby, ale jednocześnie, mój umysł zużywa masę
energii, na międlenie tego tematu.
Wyrzygam na blogu, może mi ulży ;)
Sprawa dotyczy rodzeństwa mojego małża, z którymi onegdaj miałam bardzo dobre relacje. Bardzo mi zależało na jakości tych relacji, ale z racji braku wspólnej płaszczyzny rozumowania, musiałam odpuścić i powściągnąć moją chęć trwania w przyjaźni z każdym.
Szwagierka zwana Wdową dała mi po łapach jako pierwsza. Traktowała mnie instrumentalnie, jak coś jej było trzeba to spoko, wiedziała jaki jest mój numer telefonu, ale jak jej już było dobrze, to nie odczuwała potrzeby kontaktu. I tak jest do dziś, tyle, że ja już niczego nie oczekuję. Trzeba coś pomóc, pomagam. Z czysto ludzkich pobudek.
Szwagierka Druga zwana Szczecińską z wiekiem robi się coraz bardziej apodyktyczna, w większości tematów WIE LEPIEJ, nie ma pola manewru w rozmowie.
Ze Szwagierką Trzecią byłam naprawdę bardzo zżyta, wydawało mi się że łączy nas prawdziwa przyjaźń. Zabieraliśmy ją na rodzinne wycieczki, bywało, że codziennie do nas przyjeżdżała rowerem na scrable i pogaduszki. Razem chodziłyśmy na zumbę, ćwiczyłyśmy fitness, codziennie do siebie dzwoniłyśmy.
Aż nieoczekiwanie wszystko się odmieniło, zaczęła na mnie reagować alergicznie. Widziałam, że ją wkurwiam, choć nie rozumiałam dlaczego. Przestała przyjeżdżać, telefonicznie była szorstka. Na każde moje zapytanie odpowiadała z ironią i sarkazmem. Z rok próbowałam ratować tę przyjaźń, ale bezskutecznie. Dostawałam od niej ciągle pozawerbalny komunikat „Spierdalaj”. Odpuściłam.
Złożyłam to na karb trudnej sytuacji domowej. Teściowa zwaliła na nią całą opiekę nad sparaliżowanym Teściem, nawet próbowałam zaalarmować całe rodzeństwo, że coś niedobrego się z nią dzieje, że trzeba jej pomóc i ją odciążyć w tej opiece, a może nawet ustalić dyżury.
Nikt oprócz mnie nie widział problemu, zbagatelizowali sprawę, nie podjęli tematu.
Kiedy kilka lat wcześniej zachorowała na depresję, całe rodzeństwo razem z Teściową, też nie widzieli problemu, nie mieli czasu. Bardzo się wtedy zaangażowałam. Jak ją odwoziłam do psychiatryka, to wyglądałam na gorzej chorą od niej ;D
To samo było jak Szwagierce Pierwszej umarł mąż, zaproponowałam, że może spotkalibyśmy się i pogadali jak ją wesprzeć i jak pomóc, żeby poradziła sobie z długami i trójką dzieci. Też mnie olali, nikt nie przyjechał. Nie chciałam żadnych deklaracji, chciałam tylko wiedzieć co myślą.
Ale oni mają w rodzinie taką taktykę, że jak jest jakiś problem, to są bardzo zajęci własnym życiem, nawet jak się spotkają, to nie rozmawiają o ważnych sprawach. Zakładają maski, udają.
Szwagier….
Uważałam go za dobrego człowieka, ale ostatnio już mu się taka pula punktów ujemnych uzbierała, że nagle ukłuło mnie w oczy, że on nie lubi psów i psy jego też, i że już ten sam fakt powinien dać mi do myślenia ;)
Żeby dopełnić obraz postaci trzeba wspomnieć o konkubinie Szwagra, zwanej Chimerą. Osobiście nie mam z nią problemów, łączą nas poprawne stosunki. Z samej obserwacji jej charakteru wiedziałam, że z nią trzeba ostrożne. Często wymieniamy zdjęcia i uprzejmości na fejsie, jakieś luźne myśli i tematy. Dla mnie jest zawsze miła, ale nie na darmo ma przydomek Chimera ;D
Szwagier pod pantoflem Chimery ma tylko dwa prawa wdech i wydech. Pani każe, sługa musi.
Następna zadzwoniła roztrzęsiona Teściowa i zdała relację z drugiej strony, tam to już było morze emocji. I wtedy mój umysł zaczął wałkować .
A czemu ona tak zrobiła? Jak szwagier mógł na to pozwolić, za 10 tysięcy skłóciła go z rodziną i pozbawiła dziecko babci i cioci, które Synio bardzo lubił? Czy on w ogóle wie jak zachowała się Chimera, czy może zna tylko jej wersję? Dlaczego on nie zadzwoni do matki? Dlaczego nie przeprosi Trzeciej?
Dlaczego nikt z rodzeństwa z nim szczerze nie porozmawia?
Jak spowodować, żeby Chimera dostrzegła drugą stronę medalu? Czy powinnam dać jej do zrozumienia, że popełniła błąd?
Już dawno wiem że moja chata zkraja i oni sami muszą kształtować wzajemne relacje, od ćwierć wieku się stopuję, bo ciągle to mi bardziej zależy na ich dobrych relacjach, niż im. Tak napawdę nikogo nie obchodzi co ja myślę.
Niby wszystko wiem, ale kto zatrzyma gadający umysł?
Podpuściłam Teściową, żeby zadzwoniła do Szwagra, porozmawiać. Powiedział jej, żeby się nie wtrącać, bo to są sprawy między Chimera a Trzecią,i że lepiej by wyszli jakby obcym ludziom sprzedali mieszkanie. To był ich ostatni kontakt, potem teściowa chciała mu złożyć życzenia z okazji dnia dziecka, ale już nie odebrał, ani nie oddzwonił.
Oni są autentycznie obrażeni i czują się poszkodowani.
Trzecia też.
Nerwy ma w strzępach, kredyt na 30 lat, czterdziestka na karku, sytuacja w pracy niepewna, starzejąca się matka na garbie , kolejni chętni na jej stare mieszkanie(70 tysi) nie dostali kredytu.
Wczoraj mężu wieszał nowe żyrandole, bo Trzecia nie spocznie dopóki ostatnia rzecz po Chimerze nie zniknie jej z oczu.
Nie cierpię rozmawiać o niczym, zwłaszcza gdy wiem, że dusza skowycze. Trzecia się nawet otworzyła, masa żalu z niej uleciała, a mój łeb znów ma pożywkę. Całą noc śniła mi się Chimera, znowu roztrząsam :D
Zapytałam Trzecią co zrobi z meblami po Chimerze z pokoju Teściowej( bo nowe już zamówione), w domyśle mając, że może odkupi je moja przyjaciółka dla swojej mamy.
Ale Trzecia ma zamiar każdą wypomnianą w kłótni przez Chimerę rzecz spakować, odwieźć i wypakować pod domem Szwagrostwa. Pralkę, meblościankę, skórzany plecak i żyrandole.
Ma zamiar użyć do tego moich synów i naszego samochodu, mój mąż tego słuchał i słowem się nie odezwał.
Zapytałam ją czy zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji chłopaków postawi, przecież oni będą chcieli być lojalni wobec wszystkich, oni nie są w żadnym konflikcie.
Wiem, że ona cierpi i że myśl o tej zemście przynosi jej ukojenie, przesłaniając wszystko inne.
Mam nadzieję, potrzeba zemsty się wypali zanim nowe meble przyjadą.
Niestety zauważam, że trochę się rozmydla nauka płynąca dla nich z tej lekcji.
Zdrowy rozsądek mi mówi, nie pchaj palców między drzwi, zajmij się swoim życiem, obserwuj, nie reaguj, pozwól im. Tylko co zrobić z przemądrzałym ego, które ma tyle wspaniałych rozwiązań i obserwacji ;D
Dałam mu poszaleć na blogu, może się uspokoi ;)
Wyrzygam na blogu, może mi ulży ;)
Sprawa dotyczy rodzeństwa mojego małża, z którymi onegdaj miałam bardzo dobre relacje. Bardzo mi zależało na jakości tych relacji, ale z racji braku wspólnej płaszczyzny rozumowania, musiałam odpuścić i powściągnąć moją chęć trwania w przyjaźni z każdym.
Szwagierka zwana Wdową dała mi po łapach jako pierwsza. Traktowała mnie instrumentalnie, jak coś jej było trzeba to spoko, wiedziała jaki jest mój numer telefonu, ale jak jej już było dobrze, to nie odczuwała potrzeby kontaktu. I tak jest do dziś, tyle, że ja już niczego nie oczekuję. Trzeba coś pomóc, pomagam. Z czysto ludzkich pobudek.
Szwagierka Druga zwana Szczecińską z wiekiem robi się coraz bardziej apodyktyczna, w większości tematów WIE LEPIEJ, nie ma pola manewru w rozmowie.
Ze Szwagierką Trzecią byłam naprawdę bardzo zżyta, wydawało mi się że łączy nas prawdziwa przyjaźń. Zabieraliśmy ją na rodzinne wycieczki, bywało, że codziennie do nas przyjeżdżała rowerem na scrable i pogaduszki. Razem chodziłyśmy na zumbę, ćwiczyłyśmy fitness, codziennie do siebie dzwoniłyśmy.
Aż nieoczekiwanie wszystko się odmieniło, zaczęła na mnie reagować alergicznie. Widziałam, że ją wkurwiam, choć nie rozumiałam dlaczego. Przestała przyjeżdżać, telefonicznie była szorstka. Na każde moje zapytanie odpowiadała z ironią i sarkazmem. Z rok próbowałam ratować tę przyjaźń, ale bezskutecznie. Dostawałam od niej ciągle pozawerbalny komunikat „Spierdalaj”. Odpuściłam.
Złożyłam to na karb trudnej sytuacji domowej. Teściowa zwaliła na nią całą opiekę nad sparaliżowanym Teściem, nawet próbowałam zaalarmować całe rodzeństwo, że coś niedobrego się z nią dzieje, że trzeba jej pomóc i ją odciążyć w tej opiece, a może nawet ustalić dyżury.
Nikt oprócz mnie nie widział problemu, zbagatelizowali sprawę, nie podjęli tematu.
Kiedy kilka lat wcześniej zachorowała na depresję, całe rodzeństwo razem z Teściową, też nie widzieli problemu, nie mieli czasu. Bardzo się wtedy zaangażowałam. Jak ją odwoziłam do psychiatryka, to wyglądałam na gorzej chorą od niej ;D
To samo było jak Szwagierce Pierwszej umarł mąż, zaproponowałam, że może spotkalibyśmy się i pogadali jak ją wesprzeć i jak pomóc, żeby poradziła sobie z długami i trójką dzieci. Też mnie olali, nikt nie przyjechał. Nie chciałam żadnych deklaracji, chciałam tylko wiedzieć co myślą.
Ale oni mają w rodzinie taką taktykę, że jak jest jakiś problem, to są bardzo zajęci własnym życiem, nawet jak się spotkają, to nie rozmawiają o ważnych sprawach. Zakładają maski, udają.
Szwagier….
Uważałam go za dobrego człowieka, ale ostatnio już mu się taka pula punktów ujemnych uzbierała, że nagle ukłuło mnie w oczy, że on nie lubi psów i psy jego też, i że już ten sam fakt powinien dać mi do myślenia ;)
Żeby dopełnić obraz postaci trzeba wspomnieć o konkubinie Szwagra, zwanej Chimerą. Osobiście nie mam z nią problemów, łączą nas poprawne stosunki. Z samej obserwacji jej charakteru wiedziałam, że z nią trzeba ostrożne. Często wymieniamy zdjęcia i uprzejmości na fejsie, jakieś luźne myśli i tematy. Dla mnie jest zawsze miła, ale nie na darmo ma przydomek Chimera ;D
Szwagier pod pantoflem Chimery ma tylko dwa prawa wdech i wydech. Pani każe, sługa musi.
(Uwaga przechodzę do ad rema ;D)
Szwagry( szwagier z Chimerą) wybudowali sobie dom za miastem, i zamierzali sprzedać mieszkanie w bloku. Szwagierka Trzecia zdecydowała się je kupić.
Szwagierka Trzecia 12 lat temu zabrała do siebie Teściów, i od tamtej pory role się odwróciły to oni byli jej dziećmi, oboje niezaradni życiowo, Teściowa – jak bluszcz uwiesiła się na córce, Teść- po udarze.
Związek Szwagra trwa od 15 lat i cały ten czas Trzeciej włazili na głowę. Przyjeżdżali kiedy chcieli, zostawali na noc bez uprzedzenia i zapytania, zostawiali jej dziecko, stołowali się kiedy im pasowało. Zawsze mnie to dziwiło, że Trzecia znosi to w milczeniu. Że nie postawi jakichś granic, że nie ustali jakichś reguł, że nie huknie pięścią w stół. Bardzo często była dla nich niemiła i sarkastyczna, a oni mimo to, dalej ją wykorzystywali i nadużywali „gościnności”.
Ona chyba robiła to z poświęcenia dla matki, że niby oni do Teściowej przyjeżdżają, to ona musi cierpieć, ale to był jej dom.
Teściowa nigdy nie miała jaj, żeby pomyśleć głową. Ona jest dobra kobieta , ale niestety głupia i niepełnosprytna.
Odnośnie ceny mieszkania Trzecia się nie targowała, początkowo zaproponowali 220 tysi, ale szwagier obniżył o 10, bo jak sam podkreślił, Trzecia sfinansowała grobowiec Teścia, zmieniała mu pampersy przez lata i ich dziecko spędzało u niej dużo czasu. Trzecia bąknęła, że może jak sprzeda swoje stare mieszkanie, to może im tę dychę dorzuci.
Najpierw z rok ją zwodzili z terminem sprzedaży (ich słynne NIEWIADOMO – ulubiona odpowiedź na większość pytań:” Czy się do nas dziś wybieracie?”” Kiedy przyjedziecie” – wielokrotnie testowałam).
Potem po akcie notarialnym, w którym było napisane, że do końca sierpnia się wyprowadzą, przestali opłacać opłaty, ale siedzieli prawie do listopada.
Trzecia nerwowo czekała, nie żądając, nie zmuszając. Mieszkała w bloku na pierwszym piętrze, w łazience miała piec i codziennie musiała nosić po schodach węgiel i rąbać drzewo na rozpałkę.
Teściowa nie chciała się wtrącać i też słowem nie pisnęła synkowi, że może to trochę nie fair.
Aż Szczecińska przyjechała z odsieczą, na chama i podstępem wprowadziła Trzecią do własnego domu.
Szwagrostwo zrobiło z siebie ofiarę, bo zostali zmuszeni, bo byli nieprzygotowani, bo drzwi w łazience nie było(!). Nawet im w móżdżkach się nie pojawiło, że trzecia nie ma węgla i że chce i ma prawo się wprowadzać.
Potem była chryja z meblami, które zgodnie z zapisem w akcie Trzecia kupiła razem z chatą. Tacy wspaniałomyślni byli, że niby już nie będzie musiała się meblować, ale Chimera niechcący oddała stół z kompletu mebli w salonie swojemu ojcu. Trzecia się wkurwiła, ale zmilczała, wywaliła salonowe meble i kupiła sobie nowe.
Oczywiście wszyscy jadą na kredytach.
Chimera ze szwagrem oburzali się niewdzięcznością Trzeciej, że dobre meble na śmietnik poszły . Trzecia wściekła, miała ochotę zatrzeć każdy ślad po Chimerze w mieszkaniu. Między innymi przemalowała ściany z jednego szarego na drugi szary, co bardzo ubodło Chimerę i Szwagra.
W styczniu wybuchła afera o piwnicę, Trzecia miała czelność delikatnie zasugerować, że może zrobiliby jej troszkę miejsca w jej własnej piwnicy. Chimera nakrzyczała na nią w jej własnym domu, obraziła się i rżnęła poszkodowaną. Teściowa i reszta nadal uważali, że nie będą się wtrącać. Szwagier nawet głowy nie wystawił spod pantofla. Po kilku tygodniach zabrał ich rzeczy z piwnicy, zostawiając masę syfu i brudnych słoików.
Trzecia jest chrzestną synka Szwagrostwa, w końcu ważna persona w komunijnym ceremoniale (z grubej kasy musi wyskoczyć), a oni jej przynieśli jedno zaproszenie do spółki z teściową ;D
Chimera zapytała teściową czy Trzecia mogłaby upiec sernik na przyjęcie, Teściowa nie zwróciła jej uwagi, że powinna się z tym osobiście zwrócić do Trzeciej. Trzeciej było bardzo przykro, że tak ją zlekceważono, ale sernik upiekła.
Już przed komunią chmury się zbierały, spodziewałam się, że na przyjęciu może być jakieś tąpnięcie, afera wisiała w powietrzu i ja to czułam. Było tak sztucznie miło, że mnie zatkało. Z przyjęcia wróciłam psychicznie chora i przez tydzień nie mogłam dojść do siebie. Nogi mi spuchły, bolała mnie głowa i byłam w szoku, że przez tyle godzin rozmawiali o niczym, mając tyle nierozwiązanych spraw. Dysonans poznawczy. To była mordęga, Szwagier przywdział maskę błazna i każdy poruszony temat spłycił i obśmiał, wszystko spuentował nieśmiesznym żartem a wszyscy się śmiali, jakby to naprawdę było śmieszne.
Szambo wybiło dopiero po tygodniu. Chimera ubzdurała sobie, że Trzecia sprzedała mieszkanie i chce natychmiast 10 tysięcy. Napadła z paszczą na śpiesząca się na pogrzeb koleżanki Trzecią i wtedy Trzecia dostała białej gorączki. Było i „wypierdalaj" i” nie chcę cię znać” i wszystkie żale z 15 lat.
Chimera wchodziła i wychodziła trzaskając drzwiami, również rewanżując się obrzmiałą pretensją.|
Potem zaczęła dręczyć Trzecią telefoniczne i smsami aż ją Trzecia wreszcie zablokowała. I nastąpiło totalne zerwanie kontaktów.
Dopiero w tym momencie Chimera pożaliła mi się na fejsie, że Trzecia jej wypomniała, że przez 15 lat była darmowym hotelem, restauracja i opieką do dziecka i że jest im wszystkim strasznie przykro z tego powodu i że Synio nie ma już Babci.
Jeszcze wtedy
nie znałam rozmiaru katastrofy. Zdawkowo
skomentowałam coś o dystansie i przeszłyśmy do tematu smaku herbatki z liści
morwy :DSzwagry( szwagier z Chimerą) wybudowali sobie dom za miastem, i zamierzali sprzedać mieszkanie w bloku. Szwagierka Trzecia zdecydowała się je kupić.
Szwagierka Trzecia 12 lat temu zabrała do siebie Teściów, i od tamtej pory role się odwróciły to oni byli jej dziećmi, oboje niezaradni życiowo, Teściowa – jak bluszcz uwiesiła się na córce, Teść- po udarze.
Związek Szwagra trwa od 15 lat i cały ten czas Trzeciej włazili na głowę. Przyjeżdżali kiedy chcieli, zostawali na noc bez uprzedzenia i zapytania, zostawiali jej dziecko, stołowali się kiedy im pasowało. Zawsze mnie to dziwiło, że Trzecia znosi to w milczeniu. Że nie postawi jakichś granic, że nie ustali jakichś reguł, że nie huknie pięścią w stół. Bardzo często była dla nich niemiła i sarkastyczna, a oni mimo to, dalej ją wykorzystywali i nadużywali „gościnności”.
Ona chyba robiła to z poświęcenia dla matki, że niby oni do Teściowej przyjeżdżają, to ona musi cierpieć, ale to był jej dom.
Teściowa nigdy nie miała jaj, żeby pomyśleć głową. Ona jest dobra kobieta , ale niestety głupia i niepełnosprytna.
Odnośnie ceny mieszkania Trzecia się nie targowała, początkowo zaproponowali 220 tysi, ale szwagier obniżył o 10, bo jak sam podkreślił, Trzecia sfinansowała grobowiec Teścia, zmieniała mu pampersy przez lata i ich dziecko spędzało u niej dużo czasu. Trzecia bąknęła, że może jak sprzeda swoje stare mieszkanie, to może im tę dychę dorzuci.
Najpierw z rok ją zwodzili z terminem sprzedaży (ich słynne NIEWIADOMO – ulubiona odpowiedź na większość pytań:” Czy się do nas dziś wybieracie?”” Kiedy przyjedziecie” – wielokrotnie testowałam).
Potem po akcie notarialnym, w którym było napisane, że do końca sierpnia się wyprowadzą, przestali opłacać opłaty, ale siedzieli prawie do listopada.
Trzecia nerwowo czekała, nie żądając, nie zmuszając. Mieszkała w bloku na pierwszym piętrze, w łazience miała piec i codziennie musiała nosić po schodach węgiel i rąbać drzewo na rozpałkę.
Teściowa nie chciała się wtrącać i też słowem nie pisnęła synkowi, że może to trochę nie fair.
Aż Szczecińska przyjechała z odsieczą, na chama i podstępem wprowadziła Trzecią do własnego domu.
Szwagrostwo zrobiło z siebie ofiarę, bo zostali zmuszeni, bo byli nieprzygotowani, bo drzwi w łazience nie było(!). Nawet im w móżdżkach się nie pojawiło, że trzecia nie ma węgla i że chce i ma prawo się wprowadzać.
Potem była chryja z meblami, które zgodnie z zapisem w akcie Trzecia kupiła razem z chatą. Tacy wspaniałomyślni byli, że niby już nie będzie musiała się meblować, ale Chimera niechcący oddała stół z kompletu mebli w salonie swojemu ojcu. Trzecia się wkurwiła, ale zmilczała, wywaliła salonowe meble i kupiła sobie nowe.
Oczywiście wszyscy jadą na kredytach.
Chimera ze szwagrem oburzali się niewdzięcznością Trzeciej, że dobre meble na śmietnik poszły . Trzecia wściekła, miała ochotę zatrzeć każdy ślad po Chimerze w mieszkaniu. Między innymi przemalowała ściany z jednego szarego na drugi szary, co bardzo ubodło Chimerę i Szwagra.
W styczniu wybuchła afera o piwnicę, Trzecia miała czelność delikatnie zasugerować, że może zrobiliby jej troszkę miejsca w jej własnej piwnicy. Chimera nakrzyczała na nią w jej własnym domu, obraziła się i rżnęła poszkodowaną. Teściowa i reszta nadal uważali, że nie będą się wtrącać. Szwagier nawet głowy nie wystawił spod pantofla. Po kilku tygodniach zabrał ich rzeczy z piwnicy, zostawiając masę syfu i brudnych słoików.
Trzecia jest chrzestną synka Szwagrostwa, w końcu ważna persona w komunijnym ceremoniale (z grubej kasy musi wyskoczyć), a oni jej przynieśli jedno zaproszenie do spółki z teściową ;D
Chimera zapytała teściową czy Trzecia mogłaby upiec sernik na przyjęcie, Teściowa nie zwróciła jej uwagi, że powinna się z tym osobiście zwrócić do Trzeciej. Trzeciej było bardzo przykro, że tak ją zlekceważono, ale sernik upiekła.
Już przed komunią chmury się zbierały, spodziewałam się, że na przyjęciu może być jakieś tąpnięcie, afera wisiała w powietrzu i ja to czułam. Było tak sztucznie miło, że mnie zatkało. Z przyjęcia wróciłam psychicznie chora i przez tydzień nie mogłam dojść do siebie. Nogi mi spuchły, bolała mnie głowa i byłam w szoku, że przez tyle godzin rozmawiali o niczym, mając tyle nierozwiązanych spraw. Dysonans poznawczy. To była mordęga, Szwagier przywdział maskę błazna i każdy poruszony temat spłycił i obśmiał, wszystko spuentował nieśmiesznym żartem a wszyscy się śmiali, jakby to naprawdę było śmieszne.
Szambo wybiło dopiero po tygodniu. Chimera ubzdurała sobie, że Trzecia sprzedała mieszkanie i chce natychmiast 10 tysięcy. Napadła z paszczą na śpiesząca się na pogrzeb koleżanki Trzecią i wtedy Trzecia dostała białej gorączki. Było i „wypierdalaj" i” nie chcę cię znać” i wszystkie żale z 15 lat.
Chimera wchodziła i wychodziła trzaskając drzwiami, również rewanżując się obrzmiałą pretensją.|
Potem zaczęła dręczyć Trzecią telefoniczne i smsami aż ją Trzecia wreszcie zablokowała. I nastąpiło totalne zerwanie kontaktów.
Dopiero w tym momencie Chimera pożaliła mi się na fejsie, że Trzecia jej wypomniała, że przez 15 lat była darmowym hotelem, restauracja i opieką do dziecka i że jest im wszystkim strasznie przykro z tego powodu i że Synio nie ma już Babci.
Następna zadzwoniła roztrzęsiona Teściowa i zdała relację z drugiej strony, tam to już było morze emocji. I wtedy mój umysł zaczął wałkować .
A czemu ona tak zrobiła? Jak szwagier mógł na to pozwolić, za 10 tysięcy skłóciła go z rodziną i pozbawiła dziecko babci i cioci, które Synio bardzo lubił? Czy on w ogóle wie jak zachowała się Chimera, czy może zna tylko jej wersję? Dlaczego on nie zadzwoni do matki? Dlaczego nie przeprosi Trzeciej?
Dlaczego nikt z rodzeństwa z nim szczerze nie porozmawia?
Jak spowodować, żeby Chimera dostrzegła drugą stronę medalu? Czy powinnam dać jej do zrozumienia, że popełniła błąd?
Już dawno wiem że moja chata zkraja i oni sami muszą kształtować wzajemne relacje, od ćwierć wieku się stopuję, bo ciągle to mi bardziej zależy na ich dobrych relacjach, niż im. Tak napawdę nikogo nie obchodzi co ja myślę.
Niby wszystko wiem, ale kto zatrzyma gadający umysł?
Podpuściłam Teściową, żeby zadzwoniła do Szwagra, porozmawiać. Powiedział jej, żeby się nie wtrącać, bo to są sprawy między Chimera a Trzecią,i że lepiej by wyszli jakby obcym ludziom sprzedali mieszkanie. To był ich ostatni kontakt, potem teściowa chciała mu złożyć życzenia z okazji dnia dziecka, ale już nie odebrał, ani nie oddzwonił.
Oni są autentycznie obrażeni i czują się poszkodowani.
Trzecia też.
Nerwy ma w strzępach, kredyt na 30 lat, czterdziestka na karku, sytuacja w pracy niepewna, starzejąca się matka na garbie , kolejni chętni na jej stare mieszkanie(70 tysi) nie dostali kredytu.
Wczoraj mężu wieszał nowe żyrandole, bo Trzecia nie spocznie dopóki ostatnia rzecz po Chimerze nie zniknie jej z oczu.
Nie cierpię rozmawiać o niczym, zwłaszcza gdy wiem, że dusza skowycze. Trzecia się nawet otworzyła, masa żalu z niej uleciała, a mój łeb znów ma pożywkę. Całą noc śniła mi się Chimera, znowu roztrząsam :D
Zapytałam Trzecią co zrobi z meblami po Chimerze z pokoju Teściowej( bo nowe już zamówione), w domyśle mając, że może odkupi je moja przyjaciółka dla swojej mamy.
Ale Trzecia ma zamiar każdą wypomnianą w kłótni przez Chimerę rzecz spakować, odwieźć i wypakować pod domem Szwagrostwa. Pralkę, meblościankę, skórzany plecak i żyrandole.
Ma zamiar użyć do tego moich synów i naszego samochodu, mój mąż tego słuchał i słowem się nie odezwał.
Zapytałam ją czy zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji chłopaków postawi, przecież oni będą chcieli być lojalni wobec wszystkich, oni nie są w żadnym konflikcie.
Wiem, że ona cierpi i że myśl o tej zemście przynosi jej ukojenie, przesłaniając wszystko inne.
Mam nadzieję, potrzeba zemsty się wypali zanim nowe meble przyjadą.
Niestety zauważam, że trochę się rozmydla nauka płynąca dla nich z tej lekcji.
Zdrowy rozsądek mi mówi, nie pchaj palców między drzwi, zajmij się swoim życiem, obserwuj, nie reaguj, pozwól im. Tylko co zrobić z przemądrzałym ego, które ma tyle wspaniałych rozwiązań i obserwacji ;D
Dałam mu poszaleć na blogu, może się uspokoi ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)